Małe Kobietki to książka, z którą dorastałam, do której wielokrotnie wracałam. Ta historia na stałe zagościła w moim sercu i gdy dowiedziałam się, że ukaże się kolejny tom o losach Beth, Amy, Jo i Meg, nie mogłam się doczekać lektury. Bardzo chciałam wrócić do znanych mi bohaterek, które traktowałam już jak siostry i przyjaciółki; z którymi się zżyłam. Jak potoczyły się dalsze losy panien March?
Czas płynie, a w życiu Jo, Meg, Amy i Beth zachodzą zmiany. Małżeństwa, nowe domy, nowe przygody, dzieci… Dziewczęta dorastają, dojrzewają, zakochują się, a ich drogi powoli się rozchodzą. Pomimo że nie są już dziećmi, nadal się kochają, bo więź, która je łączy, nie może być rozerwana przez czas czy odległość, jaka ich dzieli. Dobre żony to opowieść pełna miłości, emocji, ale także smutku i żałoby. To opowieść o kochaniu, pamiętaniu, dbaniu o siebie, poznawaniu świata i odkrywania nowych możliwości.
Przez tę powieść się płynie. Zachwyca już od pierwszej strony i już po przeczytaniu pierwszego zdania, zrozumiałam, jak za siostrami March się stęskniłam. Bardzo chciałam dowiedzieć się, jak potoczyły się ich losy i moje serce aż się do tego rwało, ale dawkowałam sobie lekturę. Dobre żony to historia z uniwersalnymi prawdami, kochającymi bohaterkami. Nie ma w niej smoków, magicznych krain, walk o wolność, ale pozornie zwykła codzienność, specyficzny klimat, od którego nie chce się uwolnić. Jest to książka piękna w swojej prostocie. Każda z nas może znaleźć w niej coś z siebie w każdej z bohaterek – jakąś cechę, sposób postrzegania świata. Jo, Meg, Beth i Amy dorastają, stają się kobietami, które zakładają rodziny, pracują, zarabiają, pragną zmieniać świat i podejmują decyzje, które na trwałe zmienią ich losy. Pewne fragmenty mi się nie spodobały, niektórzy bohaterowie stracili w moich oczach, ale nie zmniejszyło to mojej miłości do tej książki. Louisa May Alcott pokazała pewnymi zwrotami akcji (jak dziwnie używać mi tego słowa w recenzji Dobrych żon), pokazała, że potrafi zaskoczyć czytelnika. Niektóre fragmenty mogą wzbudzić w pewnych osobach złość, bo nie są utrzymane w feministycznym duchu, ale pamiętajcie, że akcja tej powieści rozgrywa się XIX wieku, a postrzeganie pewnych spraw, jak niezależność kobiet, postrzegana była troszeczkę inaczej. Jednak pomimo to, bardzo spodobało mi się, że autorka nie boi się opisać kobiet niezależnych czy przemycić uniwersalne prawdy, które znane są od lat.
Dobre żony to nie tylko książka przepełniona radością i miłością, ale także bólem i żałobą, która rozdziera serca nie tylko bohaterów, ale i czytelnika. Nie można powstrzymać łez ani smutku, który nas ogarnia podczas lektury. Louisa May Alcott złamała mi serce i chociaż starała się je później pozbierać. Na uwagę zasługuje również wydanie – perfekcyjne od pierwszej do ostatniej strony. Okładka, papier, ilustracje zachwycają oko. Treść otrzymała równie piękną oprawę i mam nadzieję, że dzięki temu, kolejne pokolenia zdecydują się poznać historie Meg, Jo, Amy i Beth.
Katarzyna Krasoń