W myśl zasady, że cudze chwalicie, Polki chętnie sięgają po książki, które mają zdradzić sekrety piękna kobiet innych narodowości. Parę lat temu był prawdziwy boom, jeśli chodzi o Koreankę i ogólnie Azję, wszystko, co azjatyckie w drogeriach było drogie, metody pielęgnacji z Korei polegające na chlustaniu twarzy wodą określoną ilość razy i milionie kroków pielęgnacji opętały moje znajome. Wiadomo, że jeśli chodzi o Francję, jest ona stolicą stylu i szyku nie od dziś, dlatego aż zdziwiłam się, że dopiero teraz wychodzi taka książka. No w sumie dotyczy ona upływu czasu. Sięgnęłam po nią, bo usłyszałam o niej w okolicach urodzin, a wtedy łapię się na kremy plus 100 i reklamy domów spokojnej starości. Czy znalazłam już sposób na wieczną młodość i czy na CPN-ie pytają mnie o dowód, a policja zatrzymuje mnie na mieście i pyta dziewczynko, dlaczego nie jesteś w szkole?
Umówmy się, czas płynie i odciska na nas piętno. Czy da się coś z tym zrobić? Najskuteczniejszą metodą, żeby wyglądać jak wiecznie młoda mumia (ale wiecznie młoda!) jest chirurgia plastyczna, niektórzy mają dobre geny i np. W okolicach czterdziestki, czy pięćdziesiątki czas staje dla nich w miejscu, a niektórzy (jak ja, pomimo dobrych genów starzeją się w wieku lat dwudziestu pięciu). Autorka porusza kilka kwestii, jak Francuzki słynące z klasy i elegancji zachowują urodę pomimo mijających dekad. Składa się na to harmonijne połączenie troski o ciało z odpowiednią higieną psychiczną. Znajdziemy tutaj dosyć logiczne rady, typu schudnij, wiadomo mniej dźwigania to lepiej dla stawów, ale już ze stwierdzeniem, że chudzi wyglądają młodziej, to bym polemizowała. Rada by mniej się śmiać, jakkolwiek jest ściśle powiązana ze zmarszczkami mimicznymi, ale kłóci się z tym dbaniem o komfort psychiczny. Nie wyobrażam sobie nie śmiać się, bo będę miała zmarszczki.
Nie czytuję często poradników i takie jak ten przypominają mi dlaczego, otóż są to najczęściej książki o wszystkim i o niczym, w których ktoś ubzdurał sobie, że ma do przekazania prawdę objawioną. Czasami lektura taka bywa znośna ze względu na styl, czy żarty. Tutaj jest dosyć miałko pod tym względem. Nie sądzę, że dożyję wieku po pięćdziesiątce, ale gdyby nawet to nie sądzę, bym korzystała z tych rad. Jutro podrzucę Mamie tę książkę i zapytam, co o tym sądzi. A może być ciekawie. Cieszę się w sumie, że tę książkę przeczytałam, bo była zupełnym oderwaniem od codzienności, ale bez tej lektury moje życie nie byłoby uboższe. Zapomnę pewnie do przyszłego tygodnia.
Katarzyna Mastalerczyk