Każdy człowiek chce być szczęśliwy, a większość widzi to szczęście u czyjegoś boku. I znów większość z tych osób chciałoby coś zmieniać, ulepszać, doskonalić, by relacja z drugą osobą była jak najlepsza. I do tej grupy należę, więc jak tylko zobaczyłam taki poradnik, wiedziałam, że to coś dla mnie. Zaplanowałam, że zawarte w książce rady wypróbuję na mężu i dokładnie opiszę rezultaty. Jednak plan zawiódł już na początku, gdyż autorka skupia się wyłącznie na kobietach, jako na osobach bardziej skomplikowanych i, nie da się ukryć, bardziej komplikujących. I to właśnie kobieta powinna się według autorki skupić na własnym zachowaniu i postrzeganiu zachowania mężczyzny, by było lepiej. Spokojnie, drogie panie, nie najeżajcie się, poradnik jest naprawdę dobry i bynajmniej nie każe nam być umęczoną panią domu, która jednak znosi swój los z uśmiechem. Co takiego autorka zawarła w swej krótkiej recepcie, że warto ją poznać?
Ewa Z. obala mity dotyczące dobierania się w pary. Bezlitośnie rozprawia się też z \”dobrymi radami\”, które mają scalić lub ocalić związek, a nie tylko prowadzą go nad przepaść, ale mało subtelnie w nią wrzucają. Obnaża również prawdy o naszym postępowaniu, które mężczyzn doprowadza do szału. Oraz o tych, z którymi my nie umiemy sobie poradzić i od razu mamy chęć mordu w oczach, pokazując je z szerszej perspektywy i radząc zarówno z punktu widzenia psychologii, jak i swojego własnego. To najbardziej ujęło mnie w tej książce. Nie jest to typowy poradnik pisany z perspektywy stołka i nauki, ale zbiór życiowych doświadczeń autorki dodatkowo poparty przeżyciami znajomych. Wszystko to opisane z uśmiechem i dystansem, który sprawił, że naprawdę świetnie się bawiłam, choć czasem niestety musiałam się bić w piersi, bo widziałam w opisywanych sytuacjach samą siebie. Jednak autorka ma dar zwrócenia uwagi tak, żeby nie zrobiło się przykro i między innymi też do tego namawia w poradniku.
Jak na co dzień budować szczęśliwą relację z partnerem nie jest spisem porad i gotowych rozwiązań, które wcielimy w życie i już będzie sielsko i cudownie. Wbrew tytułowi nie jest to nawet recepta, chyba, że recepta z rozpiską składników, ale już bez dawkowania, do samodzielnego przyrządzenia miłosnej mikstury. Każda z nas jest inna i każda ma innego partnera, z książki musimy wyciągnąć to, co dla nas ważne i dopiero z tym eksperymentować, tworzyć, zmieniać, dopasowywać, coś odrzucić, coś dodać. Owszem, jest tam też kilka rad ponadczasowych i uniwersalnych, a mimo to przez wiele z kobiet, w tym mnie, zapomnianych, bądź ignorowanych. Ale są również takie, które pasują tylko niektórym z nas i tylko w określonych sytuacjach. Dlatego poradnik nie jest do przeczytania raz, można do niego wracać za każdym razem, gdy coś w życiu się pozmienia.
Przy książce bawiłam się świetnie. Żałuję tylko, że chwilami odbiór psuły błędy i literówki w tekście. Ale cóż, na niektóre rzeczy warto przymknąć oko, by cieszyć się ogółem.
Katarzyna Boroń