Pisać każdy może. Teoretycznie. Nie jest to przecież zabronione. Potem zaczynają się schodki, trzeba sobie znaleźć wydawcę. Jednak gdy się jest sławnym, pewne rzeczy przychodzą łatwiej niż innym. Chociażby właśnie ten krok, który służy zweryfikowaniu, czy dana książka w ogóle ma sens. Sprawdźmy słuszność tej tezy. Dziś mam dla was recenzję powieści Tomasza Organka.
Autor jest, co do zasady, muzykiem. Porwał się dodatkowo na napisanie książki. Jego bohater to 39-letni Borys, czujący na sobie ciężar lat i egzystencjonalnych pytań. Przypadkiem trafia na swoją niespełniona miłość, Anetę. Decydują się na podróż i… poszukiwanie sensu życia? Czy uda im się uciec od monotonii codzienności?
W życiu każdego człowieka (który ma na tyle szczęścia by nie zginąć młodo i tragicznie) dochodzi do momentu, gdy zaczyna się zastanawiać nad sensem swojej egzystencji. Zwykle dochodzi do wniosku, że go nie ma i popada w marazm. Przynajmniej do wypłaty. Jak się tego możecie spodziewać, książka stawia przed nami mnóstwo pytań i nie daje odpowiedzi. Skłania do refleksji i podsuwa różnego rodzaju rozważania. Nie każdemu takie filozofowanie przypadnie do gustu, a tej książce stawi ono naprawdę istotną część.
Co do samego biegu fabuły to początkowo wszystko rozwija się wartko i ciekawie. Jednak potem akcja \”siada\”, tak jakby autorowi zabrakło pomysłu na zakończenie całego galimatiasu. Ostatecznie intryga sprawia wrażenie przesadnie poplątanej i banalnie rozwiązanej.
Ciekawostką jest mnogość odwołań do innych literackich dzieł. Chociaż część z nich była mocno na siłę i sprawiało wrażenie, jakby autor chciał się pochwalić swoją wiedzą, to jednak dociekliwy i ciekawski czytelnik zapewne wyniesie sporo inspiracji do dalszej lektury.
Niestety ostatecznie powieść zupełnie nie przypadła mi do gustu. Nie przemówiły do mnie rozważania bohaterów ani sama intryga. Mimo lekkiego stylu, całość wydała mi się mocno nieuporządkowana. Cóż… nie tym razem!
Dominika Róg-Górecka