Mieszkający w USA indyjski imigrant Ismail Smile nie narzekał na brak kobiet u swego boku, prawdziwą miłość poznaje jednak dopiero u progu starości. Uzależniony od telewizji akwizytor bez pamięci zakochuje się w niegdysiejszej gwieździe indyjskiego kina, a obecnie gospodyni popularnego amerykańskiego talk show. Niczym słynny błędny rycerz Don Kichot, Smile wyrusza w podróż przez kraj, by dotrzeć do ukochanej kobiety i rozpocząć nowe, szczęśliwe życie u jej boku. Po drodze spotyka mówiącego ludzkim głosem świerszcza o włoskim pochodzeniu, otrzymuje gadający pistolet, walczy z mastodontami terroryzującymi prowincjonalne miasteczko, oraz wymyśla syna, któremu nadaje imię Sancho.
Quichotte to przede wszystkim powieść o poszukiwaniu i konstruowaniu tożsamości. Tytułowy bohater sam decyduje kim jest i za kogo powinien być uważany – wymyśla nie tylko syna Sancha, ale i samego siebie, kilkakrotnie zmieniając tożsamość i dostosowując ją do kolejnych etapów swojego życia. Opuszczając Indie zmienia nazwisko na lepiej brzmiące dla zachodniego ucha, odcinając się jednocześnie od kultury i dziedzictwa przodków. W USA staje się Amerykaninem zanurzając się w nowej kulturze, także (a może nawet przede wszystkim) tej w wersji pop. Pod wpływem miłości ponownie zmienia tożsamość – przyjmuje przydomek bohatera powieści Cervantesa stając się współczesnym błędnym rycerzem. Nie kopiuje Don Kichota, lecz stwarza się świadomie na jego podobieństwo – odrzuca np. tytuł \”don\” jako niepasujący do niego. Mimo to pozostaje Innym – obcym funkcjonującym na orbicie amerykańskiego społeczeństwa. Takich Innych w wielokulturowej i wielonarodowej populacji USA nie brakuje – imigranci od dziesiątek lat stanowią istotną część tkanki społeczeństwa, niewiele jednak trzeba, by z zasymilowanych \”swoich\” ponownie stali się \”obcymi\” – tymi w turbanach, wrzucanymi do jednego worka o nazwie \”Inni\”.
Miguel de Cervantes wyśmiewał etos idealnego rycerza, Salman Rushdie bierze natomiast na celownik ironii świat post prawdy, w jakim przyszło żyć i jemu samemu i jego bohaterowi. Wyszydza współczesną popkulturę robiącą wodę z mózgu swym odbiorcom, oraz świat, w którym fikcję coraz trudniej odróżnić od rzeczywistości. Jego powieść to gadająca broń Quichotta, której lufa wycelowana jest w media, także te społecznościowe, kreujące nieistniejące fakty i fałszywe światy, sprzedające odbiorcom tandetny blichtr iluzji i kształtujące pseudo rzeczywistość tak, jak jest im wygodnie. I tak jak we współczesnym świecie, tak i w powieści Rushdiego słowa \”prawda\” i \”rzeczywistość\” zaczynają tracić znaczenie, iluzja przeplata się natomiast z realnością – Smile okazuje się bohaterem powieści i kreacją wyobraźni pisarza DuChampa, sam jednak, będąc postacią wymyśloną wymyśla swego syna. Don Kichot oszalał pod wpływem romansów rycerskich, jego XXI-wieczny duchowy spadkobierca stracił rozum na skutek telewizji, serwującej swym odbiorcom równie wynaturzoną wersję rzeczywistości jak lektury rycerza z La Manchy. Czy to jednak wyłącznie wina popkultury i mediów, czy też człowiek nosi w sobie potrzebę wiary w niedorzeczność? Salman Rushdie zdaje się sugerować jedno i drugie, pokazując owo pragnienie ucieczki od realnego świata w postaci uzależnionej od narkotyków Salmy R. Miguel de Cervantes zderzył finalnie swego bohatera z rzeczywistością, podobnie jak Salman Rushdie – droga do Nowego Jorku odsłoniła przed Ismailem Smilem ludzką podłość, uprzedzenia, i rasizm, ukochana Salma okazała się natomiast kobietą ułomną, odurzającą się opioidami, by uśmierzyć ból realnego życia. W powieści Quichotte obrywa się jednak nie tylko Amerykanom i tworzonej przez nich ogłupiającej popkulturze, z równą energią Salman Rushdie krytykuje bowiem swych rodaków. Punktuje dążenie do sukcesu po trupach, wyszydza budowanie majątku i pozycji społecznej na niedoli innych ludzi, potępia patriarchalne tradycje wciąż obecne w społeczeństwie indyjskim.
Salman Rushdie zręcznie nawiązuje do powieści Cevrantesa, czy to w kreacji głównego bohatera jako współczesnego błędnego rycerza, czy też w konstrukcji fabuły – z jednej strony wyśmiewającej ślepą wiarę w czarno-biały przekaz płynący czy to z literatury, czy też współcześnie z popkultury, z drugiej natomiast ukazującej dwoistą naturę człowieka, w której potrzeba realizmu walczy z pragnieniem ucieczki, prowadzenia niestandardowego trybu życia i przeżywania wielkich przygód. Opowieść o Ismailu Smile\’u, choć mocno osadzona w rzeczywistości współczesnych Stanów Zjednoczonych Ameryki, została mocno okraszona realizmem magicznym, nie brak w niej także – jak na powieść w o mocno satyrycznym wydźwięku przystało – inteligentnego, ironicznego dowcipu. Autor zawarł w niej mnóstwo aluzji literackich i odniesień do popkultury, zwłaszcza amerykańskiej, których dekodowanie może dostarczyć na równi frajdy i frustracji – w zależności od stopnia ich znajomości.
Quichotte to powieść tak dalece charakterystyczna dla Salmana Rushdiego, że gdybym nie znała nazwiska autora, w ciemno obstawiałabym właśnie jego, przy czym mam tu na myśli zarówno warstwę językową książki, jak i tematyczną. To jednocześnie jej wielka siła, jak i największa słabość ? nowych czytelników, nie znających poprzednich dzieł pisarza, Quichotte bez wątpienia zachwyci, starzy mogą jednak poczuć się znużeni. Tezami stawianymi w swojej najnowszej powieści autor nie odkrywa (nomen omen) Ameryki – znaczną część tych tematów poruszał już wielokrotnie w innych dziełach swojego autorstwa i choć są to obserwacje słuszne, z każdą kolejną książką tracą siłę oddziaływania na odbiorcę. Salman Rushdie jest erudytą, obdarzonym w dodatku gawędziarskim zacięciem i doskonałym piórem, lektura jego powieści zawsze stanowi więc ogromną intelektualną przyjemność, a Quichotte nie stanowi wyjątku, problem w tym, że doskonała warstwa stylistyczna przykrywa tematyczną wtórność i brak nowych, świeżych pomysłów. Kolejne powieści Rushdiego, w tym niestety i Quichotte, budowane są na tym samym, wciąż powtarzającym się schemacie i w gruncie rzeczy dość podobnych typach bohaterów, co u pisarza tej rangi mocno kluje w oczy. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma? Chciałoby się, żeby przy swoich możliwościach Salman Rushdie znów rozwinął skrzydła i zaoferował czytelnikowi zupełnie nową jakość, ta którą teraz daje jest jednak na tyle dobra, że faktycznie łatwo ją polubić.
Blanka Katarzyna Dżugaj