\”Na całego\” Piotra Bojarskiego to kontynuacja powieści historycznej \”Cwaniaki\”, przybliżającej genezę i przebieg powstania wielkopolskiego. Tutaj obserwujemy dalsze losy bohaterów, rozgrywające się na przestrzeni dwóch pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości przez Rzeczpospolitą. To czas wciąż jeszcze pełen działań wojskowych, brzemiennych wydarzeń i niepewności. \”Na całego\” rozpostarta jest na kanwie tego czasu, acz niekiedy narusza nieco jego strukturę dla dobra fabuły. W dużej mierze jest to bowiem powieść o walorach rozrywkowych.
O tym, że mamy tu do czynienia bardziej z powieścią niż z literacką próbą głębokiej analizy wydarzeń historycznych, świadczy już sam styl narracji. Wartka akcja, ograniczona często do opisu wydarzeń, \”skakanie\” między scenami – to niemal gotowy wzorzec dla scenarzysty. Nie ma tu pogłębionych portretów psychologicznych, szerszego omówienia sytuacji, decyzji wojskowych i politycznych. Co prawda w usta i głowy swoich bohaterów autor wkłada tu i ówdzie jakieś myśli filtrujące rzeczywistość, są to jednak szybkie refleksje, przebłyski wrzucone gdzieś w tok wydarzeń.
Nie można jednak zupełnie odmówić książce wartości historycznej. Oparta jest bowiem w większości na wydarzeniach prawdziwych, choć niekiedy nieco przesuniętych w czasie. Otrzymujemy również pewien zarys realiów walk z Ukraińcami, polskiego uzbrojenia lotniczego czy warunków sanitarnych. Informacje są okrojone ale dają pewne skromne wyobrażenie o opisywanych sytuacjach. Z dużą pasją autor podsuwa natomiast wątki związane z Poznaniem – jego topografią, losami powstania wielkopolskiego, ówczesnymi oficjelami miasta, tworzącym się uniwersytetem.
Powieść jest z ducha żołnierska, chwilami zdaje się nieco chłopięca. Sam klimat powieści – choć w rwącym potoku wydarzeń czasem umyka – ma pewien urok, daje mianowicie poczucie porządku, trudnego do określenia bezpieczeństwa. Otóż w głównych bohaterach od razu rozpoznajemy ludzi honoru, a świat – jakkolwiek brutalny i niespokojny – ma określone właściwości i racje. Jest to świat bardziej wyobrażony niż realistyczny, autor ujarzmił go i nieco \”ucywilizował\”. Nie wiem, czy można w tym przypadku czynić z tego zarzut – ten urokliwy rys narracji zdaje się po prostu ucieleśnieniem pewnej idei, kojącej i raczej niecodziennej. W jej świetle można przełknąć nawet niezrozumiałe, rozbrajające zauroczenie autora Piłsudskim. Cała powieść ma w sobie coś z wyobrażenia patrioty-romantyka.
Iwona Ladzińska