Mówi się, że prawdziwy alkoholik wpada w długie ciągi, jak dopadnie go nałóg, to trzyma go długo. No to mnie dopadł. Nałóg czytania romansów, najchętniej w ostatnich dniach czytam praktycznie tylko ten gatunek, bardzo rzadko zdradzam go na rzecz czegoś innego. Może jakiś reportaż dla przełamania i dla goryczy prozy życia. Gdy zobaczyłam zapowiedź Żaru Australii, byłam bardzo zaintrygowana. No i akcja promocyjna Wydawnictwa, czyli dodanie do książki fartucha kuchennego bardzo mi się podobała, bo właśnie tego w kuchni mi brakowało. A że ostatnio sporo w kuchni siedzę, to nie mogłam o książce zapomnieć, bo co chwytałam za mikser, miałam na piersi takie memento. Zaczęłam czytać i wybór lektury na dzień wolny był idealny. Nie mogłam pójść spać przed końcem książki.
Przenosimy się do upalnej Australii. Antypody to nie jest miejsce szczególnie przez polskich autorów eksplorowane. A właśnie tam w dniu 21 urodzin poznajemy Patrycję, która przyjechała do Australii na zaproszenie ciotki. Jej matka nie żyje, ojciec jest alkoholikiem, który już pogrąża się w odmętach pijaństwa i szuka pretekstu do wyciągania kasy. Ciotka jest spokojną laguną, prowadzi firmę i to tam znajduje pracę. W firmie ciotki sprząta, ale tak naprawdę jej miłością jest gotowanie i to tam widzi siebie już niedługo. Sprzątając apartament na przybycie syna właściciela luksusowego kompleksu, spotyka właśnie jego samego. Syn właściciela, Maksymilian o oczach lazurowych jak morze w piękną pogodę, bogaty, cieszący się opinią playboya. Natychmiast pojawia się chemia, ale zdrowy rozsądek dziewczyny błyskawicznie ocenia Maksa, jako bawidamka, starszego o siedem lat faceta, który na przystawkę pożera takie dziewuszki, a później porzuca. Życie nauczyło Patrycję stąpać twardo po ziemi i nie wierzyć w hollywoodzkie scenariusze. Czy słusznie?
Pomimo że książka jest dosyć gruba, to czyta się ją bardzo szybko. To dobry pomysł na czytadło weekendowe, żeby dać się porwać. Motylkowa, nie szczędzi erotyki, co dla jednych będzie zaletą, innych odstręczy, więc kto nie przepada za wyraźną erotyką w powieściach, niech nie sięga. Grey to nie jest, ale nie jest to też powieść dla dziewcząt ze szkółki niedzielnej. Jak dla mnie nie ma ani nadmiernych, wulgarnych opisów, ani fałszywej pruderii. Jest w sam raz.
Ciekawe zakończenie wybiera autorka, nie będę spoilerować, ale oryginalny finał. To moje pierwsze spotkanie z jej prozą i jestem ciekawa kolejnej książki. Żar Australii polecam, są emocje, akcja się nie dłuży, były motylki, bardzo pozytywne zaskoczenie!
Katarzyna Mastalerczyk