Niektórych kłopoty lubią jakoś mocniej. Każdy ich krok zdaje się tym, który przeważa gdzieś szale, z której wylatują kłody, wprost pod nogi pechowca. Niby można skryć się gdzieś i przeczekać, ale gdy niebezpieczeństwo grozi także naszym przyjaciołom, to już nie ma odwrotu. Sophie z całych sił chce odnaleźć swoich porywaczy, zanim to oni ponownie ją zamkną. Jej zdolności z każdym dniem są silniejsze, a ona jest w stanie władać nimi z większą precyzją niż jeszcze jakiś czas temu. Nie mając wsparcia od Czarnego Łabędzia, młoda wojowniczka postanawia walczyć sama. W tym samym czasie przez pomyłkę Zaginione Miasta stają na krawędzi wojny, a wszelkie oskarżenia o ten stan spadają na dziewczynkę. Teraz gdy nawet swoi obrócili się przeciwko niej, musi bardziej zaangażować tych stojących murem za nią. To niebezpieczne, szczególnie że wróg zdaje się otaczać ją ze wszystkich stron. Czy uda się go pokonać?
Nadpłomień
Opisywanie własnych wrażeń, szczególnie dotyczących kolejnych tomów jednej serii zawsze sprawia mi kłopot. Ocena poszczególnych tomów na przestrzeni często długiego czasu i przemożna chęć niezdradzania treści nie ułatwiają tego procesu. Nadpłomień trochę poczekał na swoją kolej. Nie było to spowodowane niczym szczególnym, a jednak się zdarzyło. Zanim więc usiadłam do lektury trzeciego tomu serii Zaginione miasta, przeczytałam dwa poprzednie, by na nowo rozbudzić emocje, które towarzyszyły mi przy pierwszym podejściu. Teraz gdy jestem świeżo po trzeciej odsłonie cyklu, wiem, że ta seria zostanie ze mną na długo i chętnie podzielę się nią z dziećmi. To niesamowite połączenie magii i odkrywania siebie. Główna bohaterka przykuwa uwagę równie mocno, choć przyznam, że tym razem jakoś łatwiej było mi zżyć się z nią i zrozumieć jej postawę. Całość czyta się niezwykle szybko. Język powieści jest zachęcający, a tempo wydarzeń sprawi, że nawet najmarudniejszy czytelnik da się wciągnąć w ich bieg. A trzeba przyznać, że dzieje się tu sporo. Jednak nie ma co się dziwić, gdy wrogów przybywa.
Wśród bohaterów
Serie sprzyjają zmianom w zachowaniu postaci, ich dojrzewaniu, które możemy obserwować oraz nabywaniu nowych umiejętności. Nadpłomień pod tym względem jest bardziej dynamiczny. Sophie musi sprostać wielu wyzwaniom, ale czuje, że jest na nie gotowa. Nie uśmiecha jej się, że musi angażować w to swoich przyjaciół, choć z pewnością docenia fakt ich posiadania. Autorka postarała się by i w tym tomie nie zabrakło charyzmy i zachowań, które budowały postać do tej pory. Czuć jednak zmiany i czyta się to świetnie. Realizm i naturalność każdej postaci w połączeniu z różnorodnością charakterów daje czytelnikowi całą masę emocji. To właśnie ten element napędza fabułę i sprawia, że Nadpłomień jest nieodkładalny. Ujęła mnie odwaga i ogromne pokłady siły tej dziewczynki i to, z jaką zaciętością jest w stanie bronić przyjaciół, nawet gdy nic nie idzie po jej myśli.
Podsumowanie
Autorka całkowicie kupiła mnie swoim stylem i łatwością, z jaką tworzy postaci. Tu nawet ci zasilający szeregi w drugim rzędzie są dopracowani, charakterni, jacyś, a to zawsze stanowi świetną podstawę powieści. Akcja nawet na chwile nie zwalnia, klimat i napięcie utrzymują się na poziomie i dają całą masę przyjemności z lektury. Świetne pióro autorki, która potrafi w fantastykę w młodzieżowej odsłonie i niesamowite postaci z głębią, urzekną was od pierwszych stron. Lekka, dopracowana i wciągająca. Teraz czas na tom czwarty.
Marta Daft