Maria Paszyńska to autorka znakomitego cyklu historyczno-obyczajowego \”Owoc Granatu\”, w którym pokazała, że umie doskonale wyważyć tło epoki i ponadczasowe emocje pozwalające czytelnikowi utożsamiać się z bohaterami. Nic dziwnego, że po pierwszym tomie nowej serii, \”Wiatru od wschodu\”, spodziewam się co najmniej tak samo dobrej i wartościowej lektury. A ponieważ jestem rusycystką, natomiast akcja cyklu toczy się w głównej mierze w Petersburgu, dodatkowo mówię realiom \”sprawdzam\”.
Historia, jeśli nie liczyć nieokreślonego czasowo prologu, rozpoczyna się w roku 1906. Rozpoczyna się XX wiek, wiek wielkiego postępu technologicznego, rozwoju ludzkości, ale też wiek dwóch wojen światowych i okrucieństwa totalitaryzmów. W warszawskim domu Stawickich, pana Karola i jego syna Kazimierza, panuje jeszcze zachwyt nowoczesnością. Młody Stawicki marzy o karierze wynalazcy, jego ojciec prowadzi interesy z przedstawicielami centrum władzy Imperium Rosyjskiego. Nad oboma czuwa gospodyni, dziarska panna Emilia, strażniczka starego porządku. Podczas wyprawy w interesach, na którą pan Karol zabiera syna, Kazimierz poznaje Anastazję, dziewczynkę w zbliżonym do niego wieku, o niezwykłym talencie do opowiadania historii…
Jednocześnie czytelnik śledzi losy młodziutkiej Anastazji. Osierocona dziewczynka dorasta w domu znienawidzonej macochy i jej dwóch synów – melancholijnego Olega oraz bezczelnego Borysa. Oleg jest wobec niej obojętny, a czasem nawet życzliwy. Borys z kolei krzywdzi dziewczynę i w końcu, kilka lat później, doprowadza do ostateczności.
Uciekinierka z domu, zarabiająca na życie opowiadaniem historii Anastazja oraz gotów do podboju świata student, Kazimierz, po latach spotkają się ponownie w Petersburgu i przypomną sobie dziecięce zachwyty. Życie jednak będzie dla nich obojga dalekie od łatwego…
To bardzo dobra i sprawnie napisana powieść. Postacie są wiarygodne i wielowymiarowe. Kazimierz przypomina swoim idealizmem połączonym z technicznym pragmatyzmem Juliana Ochockiego z \”Lalki\” Prusa. Kazek to w żadnym wypadku nieżyjący mrzonkami Wokulski, choć rys romantyka w nieromantycznych czasach niewątpliwie jest w nim obecny. Poza tym jednak to inżynier, człowiek czynu i chłopak, który lubi się dobrze zabawić. Uprzedzeń nie żywi, zaprzyjaźnia się z rosyjskimi studentami i razem z nimi wciela w życie marzenie o tym, by uczestniczyć w przemienianiu świata. Anastazja także twardo stąpa po ziemi, myśli o przetrwaniu, a nie o romantycznej miłości, historie woli opowiadać niż nimi żyć, a do tego zostaje rewolucjonistką.
W powieści Paszyńskiej nie brak też interesujących typów drugoplanowych. Znakomitym zabiegiem jest ukazanie braci Anastazji nie tylko z perspektywy dziewczyny, by pokazać, że dranie potrafią być ujmujący, a ktoś, kto czyni zło jednej osobie, może innej wydać się wcieleniem dobra.
Co do samego Petersburga i szeroko pojętej rosyjskości – jest. Nie wybija się na razie na pierwszy plan, nie dominuje nad bohaterami i jest tego klimatu jak dla mnie trochę za mało, ale to moje subiektywne odczucie. Po prostu liczę na więcej białych nocy w kolejnym tomie. A że będzie on emocjonujący – po zakończeniu pierwszej książki wiem na pewno.
Jedyne, co mi nie pasowało w całej historii, to zbyt współczesna mentalność wciskana niekiedy bohaterom. Anastazja i Kazimierz, ale także postacie drugoplanowe, również Rosjanie, mówią o nieistniejącym na mapie państwie polskim tak, jakby wszyscy doskonale znali jego historię. Zwykli rosyjscy obywatele mówiący o Polsce, którą \”podzielili między siebie zaborcy\” nijak nie pasują do atmosfery początku XX wieku. Podobnie samoświadomość narodowa Anastazji jako Ukrainki może razić w oczy. Takich potknięć jest niestety więcej i wybijają one z zatopienia w świecie powieści.
Wierzę jednak, że ten drobny mankament Paszyńska usunie w kolejnych tomach. A po \”Czas białych nocy\” zdecydowanie warto sięgnąć.
Joanna Krystyna Radosz