Maksym Gorki to nazwisko, które przewija się w kontekście socrealizmu. W Polsce obecnie nie jest jakoś szalenie popularny. Był twarzą socrealizmu i literacką ikoną w Związku Radzieckim. Gdyby dziś żył, byłby celebrytą, bożyszczem partii, jego twarz atakowałaby nas z każdego książkowego Instagrama. Ponieważ w jego czasach media nie były aż tak rozwinięte, to niestety niecały świat go znał i kochał, ale Związek Radziecki robił, co mógł, by z rozmachem zachwalać jego twórczość. Jego powieść “Matka” to jedna z jego pierwszych powieści, jej wydanie to początki socjalizmu, a zwróćcie uwagę, że to sam początek XX wieku, minie kilkanaście lat nim lud się ostatecznie zbuntuje, obali cara, wznieci rewolucję i idee, o których wspomina ta książka, przynajmniej w teorii zatriumfują.
Tytułowa matka to wtórna analfabetka z prowincji. Ma męża alkoholika, który jest typowym przykładem wiejskiej patologii, pije, bije, a umiera, bo nie zgadza się na leczenie, bo w końcu wiadomo, że w szpitalu ludzi zabijają. Jego zabije nie szpital, a nieleczona przepuklina. Syn wkrótce po śmierci ojca angażuje się w socjalizm, a w owym czasie są to poglądy wywrotowe, za które grożą surowe kary. Jednak Paweł jest idealistą, widzi w nich nadzieję na lepsze jutro. Angażuje się coraz bardziej, a wpatrzona w swego syna matka, chce być częścią jego życia i sama staje się działaczką, bo przecież syn ma na pewno rację. Tak jak w “Pieśni o Rolandzie”, bohater umiera i jest to honor i synonim wzniosłości. Tak w tej książce bohaterowie zostają schwytani albo pobici i to też ma natchnąć młodych adeptów systemu, by wzruszyli się do łez i zacisnąwszy pięści, poszli ruszać z posad bryłę świata.
Kojarzycie takie bajki dla dzieci, które są nasączone morałami, jak tort babci ponczem? Właśnie taka jest ta książka. To jest manifest, propaganda w wersji powieściowej, za wszelką cenę trzeba pokazać wroga ideologii, jako złego, podłego, bez sumienia i wspaniałych idealistów. Po pierwsze bohaterowie są tacy, że większość osób w tamtym czasie mogła się z nimi utożsamiać. O ich wartości nie decyduje pieniądz, ba nie decyduje wykształcenie czy wybitne umiejętności. Oni są oddani sprawie, do samego końca i to ma być gloryfikowane. Jak dla mnie ta książka ma niezwykły walor poznania innego sposobu pisania. Początków socrealizmu, który w Polsce kojarzy się z siermiężnymi rzeźbami i szarymi budynkami bez polotu. Ta książka jest tak kiczowata, że aż momentami zabawna, chociaż za Stalina, za taką recenzję miałabym pewne miejsce w transporcie na Syberię.
Katarzyna Mastalerczyk