Nina jest czarownicą. O darze dowiedziała się od babi, która również przestrzegła dziewczynę, by nie nadużywała swych mocy wpływania na ludzi. A przede wszystkim, by nie czarowała mężczyzn. Tylko co zrobić, gdy jeden z wyśnionych przez nią mężczyzn pojawia się nagle na jej drodze? To Anioł. A co z Mrocznym?
Ta historia była mi bliska jeszcze zanim zaczęłam ją czytać. Wierzę w czarownice, wierzę w intuicję i wszelkie nadprzyrodzone moce. Dlatego właśnie za historię Niny zabrałam się z wielkim entuzjazmem. I choć tu tych mocy jest niewiele, więcej tu prawdziwego życia, to i tak czuję się mocno zaczarowana. Dość powiedzieć, że zaczęłam w jedno popołudnie, a następnego dnia już skończyłam. Dużą rolę odgrywa tu też sposób narracji. Autorka podzieliła tom na dwie części, z których jedna jest retrospekcją, taką na zimno, pisaną z perspektywy czasu, a druga to teraźniejszość. Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że Nina zwraca się bezpośrednio do czytelniczki, mianując ją dodatkowo swoją Przyjaciółką. To skraca dystans, sprawia, że mamy wrażenie rozmowy w cztery oczy, zwierzeń, a nie czytania powieści. Sprytnym zabiegiem jest też wplecenie autorki w fabułę, co ostatecznie przekreśla domysły, jako by to była jedna i ta sama osoba. Niby mały szczegół, ale zaskakujący.
To nie jest zwykła książka, to baśń, z wszelkimi jej elementami, ale taka baśń, która może się zdarzyć każdej z nas, kobiet. To taka wyśniona miłość, bez patosu, za to z wielką dozą czułości i dojrzałości. Myli się jednak ten, kto spodziewa się lukrowanej bajki, bowiem Edyta Świętek pisze baśń z prawdziwego zdarzenia, gdzie radość miesza się ze smutkiem, a groza z ironią. A nad głową ciągle wisi ostrzeżenie babci i jej słowa, że czarownice mogą nie zaznać prawdziwej miłości.
Na krawędzi nocy to opowieść o pięknej miłości, szczęściu bez granic, ale też o ból i cierpieniu. Czy jeśli posmakujemy szczęścia bardzo wcześnie, to potem ono się skończy? Czy można wyjść obronną ręką z żałoby, cierpienia, depresji? Na te pytania stara się odpowiadać książka, bo właśnie takie tematy również porusza. Mówi o sile przebaczenia, ale nie innym, a sobie, a to chyba nawet trudniejsze. Ogromnie poruszyła mnie historia Ani, bo choć drugoplanowa, w pewnym momencie stała się najważniejsza. To chyba ją najbardziej lubię w tej powieści. Cicha, spokojna, z przyjaźnią na dłoni i otwartym sercem. Taką przyjaciółkę chciałoby się mieć.
Dajcie się porwać tej powieści. I nie skreślajcie jej na wstępie, bo nie lubicie bajek, czy fantasy. Pogrzebcie w pamięci, na pewno znacie kogoś obdarzonego niezwykłą intuicją, albo kogoś, kto zawsze wiedział więcej. I tak właśnie potraktujcie Ninę, a dostaniecie czytelniczą ucztę na tematy tak ludzkie, że aż serce boli.
Katarzyna Boroń