O powieściach Moniki Cieluch słyszałam wiele dobrego od zaprzyjaźnionej blogerki książkowej i przyznam, że byłam ich nieco ciekawa. Dlatego, gdy nadarzyła mi się okazja przeczytania najnowszej powieści autorki – “Do ostatniej kropli krwi”, nie mogłam powiedzieć “NIE”.
Okładka należy do tych z typu “mocnych”: zbliżenie na pięknie umięśnione męskie ciało oraz dłonie w czerwonych (zakrwawionych?) owijkach bokserskich. I wszystko byłoby cudnie, gdyby grafik użył jakiegoś innego fontu do słów wyróżnionych na czerwono. Przynajmniej mi ten element kłóci się wizualnie zresztą doskonale skomponowanej obwoluty.
Powieść ta jest zbudowana na kontrastach. Ona jest piękną młodą fotografką zakochaną w pięknie, On to wychowany w patologicznej rodzinie pięściarz na zwolnieniu warunkowym. Teoretycznie nie łączy ich nic, a tak naprawdę wszystko dzieli. A jednak los nie tylko styka ich ze sobą, obdarzając ogromną namiętnością oraz głębszym uczuciem. Tylko czy delikatny kwiat, jakim jest Nasturcja, ma szansę przetrwać w brutalnym świecie podziemia?
Przyznam, że przez pierwsze sto stron tej powieści byłam bardzo sceptyczna, ponieważ temat nielegalnych walk w warunkach polskich jakoś kompletnie do mnie nie przemawiał. Wiem, że takie rzeczy oczywiście się dzieją, ale nie czułam się w tej kwestii do końca przekonana przez autorkę. Dodatkowo główna bohaterka jawiła się w moich oczach jako chodząca doskonałość i niewinność, a tacy ludzie w rzeczywistości niestety nie istnieją. Nagle coś zaczęło się zmieniać. Z każdą kolejną stroną akcja zaczęła nabierać tempa, aż doszła do ogromnego zwrotu akcji, który wywołał okrzyk “Wow!”.
“Do ostatniej kropli krwi” jet romansem erotycznym, więc znajdziemy w nim wiele pikantnych scen, zarówno tych niemal romantycznych, jak i bardziej brutalnych. Co by się stało, gdyby usunąć te wszystkie łóżkowo-prysznicowo-dywanowe wątki? Otrzymalibyśmy kawałek niezwykle ciekawej sensacji skierowanej do żeńskich odbiorców! Ta powieść zdecydowanie nie jest prostym erotykiem. Niesie w sobie przesłanie o sile miłości, ale też dobra, które każdy z nas nosi w swoim sercu.
Bohaterowie z początku mogą być nieco drażniący, ponieważ Ona, jak wspomniałam, jest chodzącym ideałem, a On jest największym draniem, jakiego Ziemia nosiła (przynajmniej za takiego się uważa). Z biegiem czasu wszystko się zmienia, punkt ciężkości zostaje przeniesiony ze skrajności bliżej środka, a postacie stają się bardziej ludzkie poprzez wybory, jakich muszą dokonywać. Nie mogę nie wspomnieć o doskonałym przedstawieniu samego boksu, zarówno sparingów, jak i walk. Fachowe słownictwo oraz dynamika opisów wskazuje bowiem na to, iż autorka poświęciła czas na zapoznanie się z tym tematem.
Podsumowując: powieść, co prawda rozkręca się powoli, ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć!
Monika Hołyk-Arora