Od kilku dobrych lat wiele więcej oraz wiele dobrego słyszy się o literaturze postapokaliptycznej. Taki kierunek fabularny stał się bardzo modny i wiele pisarzy właśnie po niego sięga. Na pewno zainteresowanie takim tematem znacznie wzrosło dzięki historii Czarnobyla, możliwości jego zwiedzania, silnie rozwijającemu się gronu miłośników urbexu czy chociażby rozwojowi platform streamingowych, które zalewają nas każdego roku dziesiątkami nowych seriali, w który oczywiście można znaleźć także taką tematykę.
Wspominając literaturę postapo, na pewno znacznej większości kojarzyć z nią będzie postać Dimitra Glukhovskiego i jego Metra 2033. Niesamowitego debiutu pisarskiego, o którym usłyszał cały świat, a który powstał w głowie nastolatka (pierwsze wydanie w wieku 18lat). Osobiście sporo słyszałem o książce, co więcej – sporo dobrego. Nigdy jednak nie miałem jeszcze przyjemności przeczytać ani jednego dzieła rosyjskiego pisarza, więc gdy nadarzyła się okazja dostania do ręki egzemplarza jego najnowszego dzieła, także, jak debiut, utrzymanego w bardzo mocnym klimacie postapokaliptycznym, zbyt długo się nie zastanawiałem. Jak wypada zatem “Outpost” domniemanego mistrza gatunku?
Historia Rosji praktycznie dobiegła kresu. Choć niektórzy usiłują nieporadnie dopisywać jej kolejne rozdziały, dla większości sprawa jest oczywista: to już koniec. Mimo że wciąż rodzą się dzieci, mimo że Jegor beznadziejnie zakochał się w Michelle, mimo że Pałkan nie ustaje w wydzwanianiu do Moskwy i błaganiu o uzupełnienie wyczerpujących się rezerw żywności… Tak, Rosji w zasadzie już nie ma; jej układ nerwowy – sieć połączeń transportowych i telekomunikacyjnych – został zerwany, zniszczony, a w najlepszym wypadku poważnie uszkodzony i nie wygląda na to, żeby zdołał się zregenerować. To dlatego te 250 kilometrów, jakie dzieli Moskwę od Placówki w Jarosławiu, wydaje się odległością zawrotną. To dlatego tam, po drugiej stronie mostu, nie ma już nic – oprócz pustych, martwych, uśpionych na wieki miast. Tak twierdzi Pałkan. I chciałby, żeby pogodził się z tym jego przybrany syn Jegor. Ale skoro tak, skoro za Wołgą świat zieje pustką, dlaczego most jest tak pilnie strzeżony? Dlaczego wartownicy tak intensywnie wpatrują się w otulającą go zieloną nieprzeniknioną mgłę? Dlaczego każdy szmer, szelest, pomruk, który dobiega zza kotary toksycznych wyziewów, stawia ich na nogi, a może nawet przeraża? Czyżby spodziewali się, że ktoś – lub coś – może stamtąd przyjść?*
Książka zaczyna się bardzo obiecująco, wkraczamy w gęsty i mroczny klimat osady, która stanowi ostatni bastion na granicy z nieznanym. Akcja rozgrywa się bardzo powoli, gęsto. Dla mnie akurat w tej części powieści był to plus, fajnie został przedstawiony czytelnikowi nieznany świat. I chociaż nie mamy pewności tak naprawdę, co stało się z Rosją, że poznajemy ją w takim, a nie innym stanie, to liczne niedopowiedzenia otwierają jedynie fantastyczne furtki w wyobraźni czytelnika. Później jest jednak nieco gorzej. Z jednej strony akcja zatrzymuje się gdzieś w życiu miasteczka, mamy na pierwszym planie wysunięte problemy mieszkańców, z jednej strony brak jedzenia, z drugiej niedoceniana ambicja Pałkana. Z innej zaś miłosny zawód młodego nastolatka, który podejmuje się niebezpiecznego zadania, by zdobyć względy pięknej Michelle. Tajemnica przybysza, cała historia z mostem, trującą mgłą jest obecna, ale jakoś szczególnie nieporywająca. Nie ukrywam, że zaczęła mnie ta przygoda lekko nużyć. Później jednak sytuacja nieco odżywa. Klimat przekształca się nawet w lekki horror, co też pozytywnie mnie zaskoczyło. W końcu dostajemy bardzo żywiołową końcówkę, w której na tle całości, sporo się dzieje, która dała mi – jako czytelnikowi – rozwianie zagadki, ale też nie do końca zaspokoiła oczekiwania.
Nie jestem pewien, czy moja ocena nie będzie troszkę zaniżona oczekiwaniami, jakie gdzieś przez lata narastały u mnie obok nazwiska Glukhovsky. Może podświadomie oczekiwałem jakiegoś spektakularnego dzieła, dlatego czytałem książkę coraz to z większym niedosytem. “Outpost” jest powieścią jak dla mnie, bardzo przeciętną. Fajny pomysł na powieść oraz ciekawy świat zza mostu został dla mnie spalony bardzo powolną akcją i bohaterami, którzy z jednej strony są do bólu prawdziwi, nieidealni… zwyczajnie realistyczni. I byłby to dla mnie olbrzymi plus, gdyby nie to, że ich kreacja w tej powieści nie przypasowuje mi kompletnie do fabuły. “Outpost” to książka oceniona przeze mnie na 6 w 10-punktowej skali. Nie wiem, czy to uniwersum będzie jeszcze rozszerzane, jeżeli tak to na pewno do niego zajrzę, ale tym razem z dużo mniejszymi oczekiwaniami i dystansem.
Marek Szwajnoch
*Powyższy opis pochodzi od wydawcy