Drugi tom każdej serii budzi u mnie pytanie: czy autor/autorka podoła? Czy będzie mi się tak samo, a nawet lepiej podobało? Tym razem Rebeca C. Kuang nie musi robić lekko nużącego wprowadzenia. Zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń po dramacie w Golyn Niis.
Atlana, przywódcy Cike, już nie ma. Tam, gdzie kiedyś płonął jego ogień, pozostał tylko żar. Rin obecnie żyje jak w narkotycznym śnie, odurzając Feniksa tak często, jak się da. Tylko zemsta na cesarzowej jeszcze trzyma ją po tej stronie życia. Częściowo z przyzwyczajenia, a bardziej dlatego, że nie ma czym go zastąpić. Wszak jak inni mieszkańcy nie wierzy w życie po śmierci. W środku dążenia, aby podejść do cesarzowej Żmii, pojawia się Yin Vaisra, ojciec Nezhy i władca Prowincji Smoka, z ofertą przejęcia władzy i przede wszystkim schwytania Su Daji. Aby jej marzenie o zemście było czymś więcej niż przyjemną fantazją, Rin dołącza do armii Vaisry.
Jednak po wyczerpującej wojnie z Federacją, Prowincja Smoka, jak i jego poplecznicy, nie mają tak licznego wojska, by sprzeciwić się obecnej władzy, mimo że armia Żmii też jest przetrzebiona. Jedynym ratunkiem mogą okazać się Hesperianie. Jednak czyż nie znamy z polskiej historii grupy obcokrajowców, którzy mieli pomóc nam przywrócić ład, a potem stali się jednym z potężniejszych wrogów? Czy przypadkiem nie skończy się to podobną bitwą? Rin chce jednak walczyć, więc staje po stronie Vaisry, walczy w jego flocie morskiej i razem z Nezhą, Kitajem i Cike zdobywa kolejne miasta. Dobra passa nie trwa jednak wiecznie.
Choć Rin była świadoma tego, na co się zgodziła, dość długo nie pojmuje skali problemu. Okazuje się, że nawet walka bogów nie jest wystarczająca, by zapanował upragniony pokój. Ludzie, którzy nie mają już nic do stracenia, a którym grozi wszystko, co najgorsze, są niebezpieczni. Będzie tu sporo plot twistów, które ukontentują niejednego czytelnika ze strategicznym zacięciem.
Autorka z mroczną radością zagłębia się w kontynuację “Wojen makowych”. Rezultatem jest rozległa – ale dynamiczna – powieść, która przekręca historię, geografię, mitologię i fantazję w dźwięczną opowieść. Podkreśla, jak różne mogą być nasze własne motywy działania w czasach strachu, niepokoju i nierówności. Pokazuje, że odzyskiwanie tego, co zagubione, nie zawsze jest właściwe. Akcja jest okrutna, krwawa i nieubłagana, choć u mnie Golyn Niis z pierwszego tomu wywołało większy szok niż cokolwiek z “Republiki Smoka”. Kuang bardzo dobrze potrafi odmalować przemoc oraz jej fizyczne i psychiczne skutki.
Mimo mrożącego krew w żyłach, przyprawiającego o zawał serca spektaklu, “Republika Smoka” nie jest wcale aż tak ponura. Autorka w odpowiednich chwilach dawkuje humor, przez co czytelnik ma chwilę na oddech.
Podobał mi się rozwój postaci Rin. Poznajemy ją jako młodą, pełną determinacji, nieustraszoną i lubiącą być pod cudzymi rozkazami, mimo swej niezależności. Teraz jest człowiekiem złamanym, pogrążającym się w ciemności, zemście, własnych myślach. Człowiekiem, który jest uzależniony od opium, osłabiającego moc ognia, i zarazem brutalnej siły, jaką daje Feniks. Tak naprawdę drugi tom to wyłącznie historia przemian, jakie dokonują się wewnątrz dziewczyny.
“Republika Smoka” to jednak nie tylko Rin. Inni bohaterowie także mają tu swoje pięć minut, choć najwięcej poświęca się Kitajowi i Nehzie. Ten pierwszy mężnieje, dorasta. Staje się jednym z najlepszych strategów wojennych, choć w porównaniu do generałów armii ma małe doświadczenie. Przy tym jest teraz bliższy Rin niż kiedykolwiek wcześniej. Drugi zaś nabiera nieco delikatności, przez co namiesza w sercu i życiu Rin.
Oczywiście książka nie jest bez skazy. Zdarzyło się, że bywały niepotrzebne sceny, choć może trzecia część wyjaśni nam powód ich umieszczenia. Na szczęście świetnie skonstruowany świat całej serii, z dość specyficznym systemem wierzeń, jest naprawdę zajmujący. Skonfrontowanie go z wierzeniami nieco nam bliższymi, bo Hesperianie bezspornie są tu namiastką katolickich misjonarzy, tak często wprowadzających religię przy pomocy miecza, to ciekawe doświadczenie.
Drugi tom “Wojen makowych” jest zdecydowanie lepszy, mimo iż nie porusza aż tak bardzo, nie pokazuje aż takiego ludobójstwa czy tortur, by nas zszokować, ale za to potrafi prawie przez cały czas trzymać wysoki poziom uwagi czytelnika. Nie daje czytelnikowi chwili oddechu przed zakończeniem serii. I to bardzo dobrze!
Monika Kilijańska