Moi drodzy czytelnicy, czy kiedykolwiek w waszym życiu zdarzyło się tak, że czytając jakiś mocny kryminał, który zawierał wyszukane opisy tortur na ludziach lub zwierzętach, musieliście odłożyć książkę na chwilę, aby złapać oddech? Szczerze mówiąc, osobiście nigdy nie odczuwałem takiego dyskomfortu i dlatego zawsze dziwiłem się czytelnikom, którzy mówili, że właśnie to ich spotkało. Jednak przyszła kryska na Matyska… Bowiem sięgając po książkę Maureen Calahan, nie wiedziałem jeszcze, co mnie czeka. Ta recenzja to nie tylko moje spostrzeżenia dotyczące lektury, ale także ostrzeżenie. Zapraszam.
“Do ilu zbrodni mógł zainspirować go Mindhunter? Był zagadką dla profilerów. Przez ponad dziesięć lat przemierzał Stany w poszukiwaniu swoich ofiar. Polował na kobiety i mężczyzn, młodych i starych, w dzień i w nocy. Oszczędzał tylko dzieci. Od zawsze czuł, że żyją w nim dwie osoby. Oddany ojciec, wychowujący córkę, i wzorowy pracownik zamieniał się w seryjnego mordercę i gwałciciela.” – oto notka prasowa, którą odnajdziemy na odwrocie książki.
Prawdę powiedziawszy, czytając ten opis, nie miałem pojęcia, o kim jest mowa. Israel Keyes (bo o nim traktuje książka), znany jest raczej w Polsce tylko ludziom, którzy interesują się seryjnymi mordercami. Wyczyny Israela nie zdążyły jeszcze obrosnąć w legendy niczym zbrodnie Kuby Rozpruwacza czy Teda Bundy’ego. A uwierzcie, to co znalazłem w tej książce, byłoby materiałem na jedną z lepszych produkcji filmowych o powyższej tematyce.
Dzieło Maureen Hill zaczyna się od historii zaginięcia nastolatki, która pracowała w salonie prasowym na Alasce. Samantha zniknęła, zostawiając bałagan w miejscu pracy. Gdzie poszła w środku tygodnia zimą? Mieszkanie w takim miejscu ma swoje plusy, ale także wiele minusów. Niby każdy się tu zna, a służby współpracują, z drugiej strony Alaska to kraina dnia i nocy polarnej, co stwarza idealne warunki dla zbrodni. Nikt się nie spodziewa, że w wyniku tego śledztwa zjednoczone służby FBI i miejscowej policji wpadną na trop jednego z najbardziej perfekcyjnych morderców, jakich nosiły Stany Zjednoczone.
Nie chciałbym spojlerować, więc nie pisnę już słowa o fabule i przebiegu śledztwa. Jednak tak jak wspominałem, pragnę was ostrzec. Nie oszukujmy się, jestem człowiekiem o mocnych nerwach. Na większość aktualnych horrorów reaguję salwą śmiechu, a książki i filmy typu gore to jeden z moich ulubionych gatunków. Jednak ta książka to nie fikcja. To dzieło będące dokumentacją wywiadów, rozmów z człowiekiem, który potrafił poćwiartować w szopie swoją ofiarę, w momencie kiedy jego córka odrabiała lekcje w domu obok. Były momenty, że musiałem ją odłożyć i wyjść z domu, bo czułem, jak ta gęsta atmosfera zaczyna mnie dusić.
Reasumując – to naprawdę rewelacyjne studium umysłu psychopaty, jednak nie dla każdego. Osoby o słabszych nerwach lepiej niech nie sięgają po tę pozycję.
Łukasz Szczygło