Wierzę w los. Wierzę, że wszechświat ma plan dla mnie, dla każdego… Pytam więc. Czy to jest moje przeznaczenie?
Decydując się na obejrzenie filmu, liczyłam, że otrzymam mocne przekazy nie tylko w obrazie, ale także w treści, tak aby można było połączyć kryminalnie brzmiącą czystą rozrywkę z materiałem do refleksji. I tak jak podchwyciłam na plus kolorową i wyrazistą oprawę, atrakcyjnie zaprezentowane kadry, tak nie przyjęłam płytkości ujęcia poruszanego trendu społecznego. Choć baza do pokazania tego, co aktualnie dotyka młodych ludzi, stwarzała ogromny potencjał, nie został wykorzystany. Jako sensacja film był się mało efektowny, jako parodia wzorców zachowań młodzieży zakochanej w wirtualnej rzeczywistości, nie przekonał, brakło stanowczego sprzeciwu.
Czy młody widz, rozsmakowany w polubieniach i serduszkach, podchwyci drwinę unoszącą się w filmie, zwłaszcza w ostatniej scenie? Jak daleko można dać porwać się wirowi sławy i pragnieniu zaistnienia w tłumie, tracąc prywatność, zmieniając tożsamość, gubiąc wartości? Zabójczych kochanków nie zaliczyłam do ambitnych przeżyć, to pobieżny głos w sprawie uzależnień od social mediów. Nie sądzę, aby wstrząsnął młodymi widzami i skłonił do zmiany negatywnych postaw. Całe szczęście, że bohaterowie reprezentowali skrajny przypadek, i choć historia lubi powtarzać się, liczę, że nie będzie naśladowców Bonnie i Clyde’a, w tym wydaniu Arielle i Deana.
Media społecznościowe mamią, kradną codziennie wiele godzin, kształtują fałszywe przekazy, od których nie wszyscy potrafią się zdystansować. Oszukańczo pociągają za sznurki ludzkiej uwagi, kierują ją w stronę miałkich i nieistotnych treści, czyniąc ich nieustanne śledzenie sposobem na życie. Film karykaturalnym okiem spojrzał na ludzi zombie, bezrefleksyjnie poddających się manipulacjom, zgadzających się, by ster życia przejęły bezduszne mechanizmy przywoływania uwagi, celebryckie maski, pozorne opiniotwórcze osobowości internetowe. Dla Arielle Summers jedynym celem w życiu było zdobycie szerokiej sławy i milionów followersów. Widz nie otrzymał odpowiedzi, czemu miało jej to służyć, jak wyobrażała sobie pseudokarierę, kiedy zdobyłaby już rozgłos, co by on dla niej oznaczał? Sława dla samej sławy, dla złudnego poczucia mocy?
Trochę za sprawą dramatycznego przypadku, trochę pod psychologicznym naciskiem, Arielle wciąga w mglisty plan ucieczki Deana Taylora, byłego więźnia. Para wyrwała się z obciążonych patologią rodzin w podróż po Ameryce. Napadali na stacjach benzynowych i rabowali apteki. Spirala przemocy, agresji, wyjścia poza prawo, nakręcała się. A wszystko wrzucane było na bieżąco do wirtualnej przestrzeni. Ciekawym aspektem poruszonym w filmie była nie tylko ślepa pogoń za sławą, gotowość do jakiegokolwiek zaistnienia, zgoda na durne decyzje, ale również zjawisko tłumnego obserwowania, żerowania na czyjeś głupocie, zachęcania do dalszych działań, ze zwykłej fascynacji, chęci zapełnienia nudy, pragnienia choćby chwilowej i iluzorycznej zmiany. Na koniec, przekonała mnie gra Belli Thorne, wpasowała się w klimat opowieści, przepracowała osobowość postaci, nadała właściwe rysy obłudzie, ukazała ostry pazur pozornej niewinności, oddała mrok czarnej miłości, a wszystko oświetliła blaskiem młodej urody.
Izabela Pycio