Marek Drelich jest złodziejem i to bardzo dobrym w swoim fachu. Gdy więc wpada w kłopoty, ma pewność, że nie stało się to z powodu jego błędu w sztuce. Co się w takim razie wydarzyło? Pewien nadmorski gangster właśnie odkrył długo skrywany sekret swej pięknej żony, łączący ją z mieszkającym w centrum kraju Drelichem. By chronić siebie, swoją byłą żonę i dwójkę dzieci złodziej musi doprowadzić do konfrontacji ze swym prześladowcą.
Podoba mi się to nowe, całkowicie nie fantastyczne, literackie oblicze Jakuba Ćwieka. Już przy zeszłorocznej “Topieli” czułam, że pisarz wchodzi na dobrą drogę, przy “Drelichu” tylko się w tym przekonaniu upewniłam. Nowa powieść nie przypomina, rzecz jasna, “Topieli” – młodzieżowej przygodówki, Jakub Ćwiek próbuje bowiem sił w kolejnym gatunku literackim. Tym razem jest to sensacja, choć jak to u tego pisarza bywa, nie tak całkowicie oczywista. Nie ma w “Drelichu” typowej fabuły “zabili go i uciekł” ani akcji pędzącej na łeb na szyję, co zazwyczaj wyróżnia literaturę sensacyjną. I bynajmniej nie jest to wada ? czerpiąc z najlepszych cech gatunku, Jakub Ćwiek stworzył powieść bardziej dojrzałą i angażującą.
Największą zaletą książki jest styl, w jakim została napisana. Świat byłby zdecydowanie piękniejszym miejscem, gdyby wszyscy autorzy literatury rozrywkowej posługiwali się piórem tak sprawnie, jak Jakub Ćwiek. Druga kwestia to bohaterowie – wielowymiarowi, niby niejednoznaczni etycznie, a jednak łatwi do polubienia. I przy całej oryginalności sytuacji, w jakiej się znaleźli, całkiem zwyczajni. O dziwo, najlepiej wyszły pisarzowi postacie kobiece – pełnokrwiste, wiarygodne i przyciągające uwagę. Jakub Ćwiek po raz kolejny nie poszedł na łatwiznę i nie zaserwował czytelnikowi czarno-białej wizji świata, gdzie złodziej jest tym złym, a kibicuje się raczej osobom, które go ścigają. Czy można polubić bandytę? Można. Więcej nawet – można trzymać kciuki, by wyszedł cało z kłopotów, w jakie się wpakował. Już w “Topieli” Jakub Ćwiek pokazał, że nie zamierza ułatwiać czytelnikowi sprawy i często będzie go stawiał przed moralnymi dylematami. W “Drelichu” jest tak samo, nie tylko tytułowy bohater budzi bowiem wątpliwości etyczne.
A sama fabuła? Jakub Ćwiek i tu nie zawiódł. Okładka sugeruje klasyczne sensacyjne mordobicie na co drugiej stronie – nic z tych rzeczy jednak. Owszem, są w “Drelichu” sceny bójek, niektóre nawet dosyć krwawe, nie stanowią one jednak celu samego w sobie. Pisarz umiejętnie wplótł je w narrację jako naturalne uzupełnienie opowieści, nadał im też, jak największe prawdopodobieństwo, unikając typowo sensacyjnych absurdów. Intryga, w którą wplątał się, a raczej został wplątany, tytułowy bohater jest spójna, dobrze przemyślana i dopracowana w najmniejszych szczegółach, w dodatku wcale nie łatwa do przewidzenia. Tempo akcji nie przypomina (na szczęście) powieści Remigusza Mroza, jest jednak wystarczająco dynamiczne, by “Drelicha” trudno było odłożyć. Jest też jeszcze jedna kwestia, coraz częściej traktowana przez pisarzy po macoszemu, czyli Research. Niedawno pewna polska autorka, w której książce roiło się od błędów i nieścisłości, stwierdziła, że nie jest rekinem researchu – cóż, można i tak, jeśli czytelnikowi to nie przeszkadza. Mnie przeszkadza, tym mocniej doceniam więc pisarzy budujących rzetelne tło pod fabułę. Jakub Ćwiek, na szczęście, do nich należy – z każdej strony jego nowej powieści przebijają godziny spędzone na przygotowaniach i planowaniu.
Zakończenie sugeruje, że w historii “Drelicha” autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. I dobrze – Ćwieka w takim wydaniu chcę bowiem czytać więcej i więcej. I piszę to ja ? osoba, która za literaturą sensacyjną oględnie mówiąc, nie przepada.
Blanka Katarzyna Dżugaj