Weronika przez dziewięć lat była w związku z Hubertem, a tym samym przez ten czas wychowywała wraz z nim jego córkę. Dziś relacja z partnerem jest już przeszłością, ale co z relacją z dzieckiem. Magdalena Majcher znów stawia trudne pytania i zmusza do refleksji.
“Matkę ma się jedną”. “Nie ta, co urodziła, a ta, co wychowała”. Macocha, pasierbica – jest mnóstwo określeń na relacje mogące się tworzyć w toku ludzkiego życia. Autorka w swojej najnowszej powieści podjęła się rozwinięcia tematu rodzin patchworkowych, ale nie w tym najczęściej przytaczanym modelu. Tu mamy do czynienia z samotnym ojcem i kobietą, którą pokochała dziecko, jak własne. Jednak po kilku latach związek się rozpada, a były już partner, odcina kobiecie możliwość uczestniczenia w życiu swojego dziecka, które tęskni i pragnie kontaktu z mamą, bo tak Oliwka nazywa Weronikę. Bez problemu można się domyślić, jakie emocje wzbudzi w czytelniczkach postać Huberta. Jest zapatrzonym w siebie egoistą, którego chyba wszyscy mają dość. Jego postać jest mocno zarysowana, przez chwilę nawet wydawało mi się, że przerysowana, ale mam nadzieje, że taki typ człowieka nie ma prawa istnieć i męska duma nie prowadzi tylko do takich zachowań. W efekcie dostaliśmy niezwykle wrednego mężczyznę, który nadaje charakteru tej powieści. Autorka nie zdecydowała się na wprowadzenie nowej partnerki ojca dziewczynki, choć niestety może trafić się taka kobieta, która wytrzyma jego charakter.
Weronika jest niejednoznaczna, ma swoje tajemnice, obawy i lęki, które znacznie wpływają na jej postawę życiową. Chwilami jest bezradna, potrzebuje wsparcia, ale gdy już je otrzymuje, czerpie z niego siłę i rusza do przodu. Bez problemu obdarzyłam ją sympatią i podziwem.
Choć tych dwoje tworzyło parę i wspólnie nieśli trud wychowania Oliwki, to nie potrzebowali papierka do potwierdzenia swoich uczuć. To bardzo ważny aspekt, bo wydawać by się mogło, że Weronika stoi na przegranej pozycji i nie ma prawa żądać, a nawet marzyć o spotkaniach z Oliwką, jeśli jej rodzony ojciec sobie tego nie życzy. Zapewniam, że będziecie z zapartym tchem śledzić poczynania Weroniki, by córka byłego partnera miała prawo do kontaktów z nią mimo braku więzów krwi.
Magdalena Majcher w bardzo wzruszający sposób pokazuje, co znaczy być prawdziwą matką, sama zresztą podkreśla w podziękowaniach, że celowo nie używa pewnych określeń. Tworzy piękną powieść o sile miłości, o wyrzutach sumienia, które mogą blokować, ale też być siłą napędową, jeśli ma się wsparcie. I o wybaczeniu, głównie sobie. “Obca kobieta” ukazuje rodzinę, która może być pozszywana na różne sposoby. Więzi, których nie naznacza krew, a prawdziwa miłość i oddanie. I to, że dla niektórych nic to nie znaczy. W jednym zdaniu znów dostaliśmy powieść życiową, która przewraca do góry nogami całe nasze myślenie o rodzicielstwie.
Katarzyna Boroń