Co dzisiaj uznajemy za skamieliny? Kości dinozaurów, potłuczone wazy, wszelkie dziwaczne odkrycia archeologiczne, które są w stanie choć trochę przybliżyć nam czasy, z których pochodzą. To właśnie dzięki nim naukowcy odkrywali krok po kroku, jak niegdyś żyli ludzie. A czy zastanawialiście się kiedyś, co będzie skamieliną naszych czasów? Jakie ślady zostawimy po sobie, które pozwolą przyszłym pokoleniom odtworzyć wiedzę o dzisiejszym świecie? Czy w ogóle cokolwiek po nas pozostanie?
Zasadniczo nie zapowiada się to zbyt kolorowo… David Farrier w swojej książce pokazuje nam brutalne oblicze świata, w którym żyjemy. Zostaną po nas co najwyżej ruiny betonowych miast, ogrom odpadów wszelkiego rodzaju, mnóstwo plastiku. Co gorsza – to przecież już się dzieje! Nie na darmo tyle się obecnie mówi o ekologii, o segregowaniu odpadów, o życiu zero waste. Człowiek tak mocno pozmieniał ziemskie ekosystemy, tak mocno zaingerował w naturę, że nasz świat śmiało dąży ku zagładzie – dlatego być może za jakiś czas po prostu nie pozostanie już po nas zupełnie nic?
Przyznaję, że nie do końca tego spodziewałam się po tej książce – miałam jakby zupełnie inną wizję na wiedzę, którą w niej otrzymam. Wydawało mi się, że być może będzie to snucie domysłów na temat tego, jakie przykładowe “artefakty” zakopane w ziemi będą mogły po nas odnaleźć przyszłe cywilizacje. Autor jednak poszedł w nieco inną stronę – spojrzał całościowo na to, jak obecnie wygląda nasze życie, jak zmodyfikowaliśmy świat i do czego to wszystko zmierza. To jakby przestroga dla całego świata. Po nas nie zostaną żadne cuda architektoniczne, żadne wspaniałe wazy czy dzieła sztuki. Jak dalej będziemy tak wyniszczać naszą planetę, to być może pozostanie po niej sam pył… Albo same brudy.
Co ciekawe, autor wcale nie zalicza się do grona naukowców zajmujących się ścisłymi obszarami nauki. Jest profesorem literatury angielskiej na Uniwersytecie Edynburskim i nie da się ukryć, że jest to w tej książce widoczne. Ma lekkie pióro, chwilami nieco zbacza z tematu, nie znajdziecie tutaj typowo fachowego i naukowego języka, a raczej takie snucie opowiastek z wieloma wtrąceniami i opowieściami pobocznymi. Osobiście liczyłam na coś w bardziej naukowym ujęciu, ale i tak uważam, że sama przestroga płynąca z tej publikacji jest niesamowicie istotna – dlatego nieco odsunęłam na bok moje oczekiwania.
Jeżeli będziemy krok za krokiem podążać za rozważaniami autora, to niestety dostrzeżemy przykrą prawdę na temat działalności człowieka. Odkryjemy stopień intensywności jego działań i konsekwencje, które dotykają każdego obszaru naszej planety. To naprawdę bardzo przykre, a chwilami w sumie ciężkie do uwierzenia, na jak wielką skalę byliśmy w stanie zaingerować w ekosystemy. Że to my jesteśmy przyczyną masowego wymierania gatunków, że choć rozwój technologiczny może wydawać się czymś pięknym i pomocnym, to niestety zbiera po drodze krwawe żniwo.
Zdecydowanie jest to pozycja zasługująca na uwagę, idealna na miarę naszych czasów, skłaniająca do myślenia, choć niestety obawiam się, że tego typu publikacje i tak nie zmienią zbyt wiele. Wspaniale, że są ludzie, którzy dostrzegają problem i o nim piszą. Cudownie, że znajdzie się pewne grono odbiorców, które to zrozumie. Niestety, jego siła przebicia prawdopodobnie nie będzie miała odzwierciedlenia w rzeczywistych działaniach mających na celu ratunek, albo i już zbawienie tego świata.
Magdalena Senderowicz