Katastrofa smoleńska, w której zginęło 96 osób, wstrząsnęła całą Polską. Zniknęły podziały, zniknęły partie polityczne, był żal, niedowierzanie. Do tej pory wspomnienie budzi wiele emocji i kontrowersji. Ta książka odziera smoleński las z tajemnic, pokazuje prawdę. Jednak nie tylko o katastrofie, ale o wszystkim, co do niej doprowadziło.
To nie jest książka dla zwolenników teorii spiskowych. A może właśnie dla nich? Maciej Lasek, pilot, członek ISASI (w Polsce jest ich troje), członek Komisji Millera, w rozmowie z Grzegorzem Rzeczkowskim ujawnia wszelkie błędy, zaniedbania i przejawy ułańskiej fantazji osób bezpośrednio związanych z organizacją lotów, jak i tych, którzy w jakikolwiek sposób mogli być z nim związani. Choćby przez to, że szkolili pilotów lub te szkolenia w kartach zapisywali. Obala mity, wskazuje konkretnie palcem, co poszło źle i co jest mówione fałszywie o komisjach w sprawie katastrofy, pokazuje, jak było naprawdę. I nie jest to czcze gadanie i przechwałki. Książka bowiem nie traktuje tylko o katastrofie. Opowiada o początkach Laska w lotnictwie, o głupotach, jakie popełniał i jakie widział. Mówi też o swojej pracy przy wyjaśnianiu incydentów i wypadków lotniczych, która czasem go szokowała, czasem dołowała, ale zawsze budziła refleksję, co można zrobić, by ich uniknąć. I w końcu mówi o Tupolewie, o swojej pracy w komisji, do której nie chciał należeć. I tu niestety spiskowcy będą rwali włosy z głowy, bo nie dość, że odrzuca pewne tezy, to jeszcze wprost mówi o współpracy z Rosjanami i o tym, czy naprawdę i w jakich tematach tak im przeszkadzali w śledztwie, jak mówią w telewizji i jak starają się do tej pory to przedstawić niektórzy politycy.
To nie jest prosta książka. Włos na głowie się jeży, jak czyta się o tym, ile zaniedbań jest w lotnictwie, w elitarnym specpułku, ale też ogólnie, w życiu. Jak bardzo niektórych ponosi nie tylko fantazja, ale też wiara w “uda mi się” i “kto, jak nie ja”. Przy lekturze nie raz wybuchniecie śmiechem, bo Maciej Lasek opowiada o swoich przygodach z ogromnym dystansem do siebie. Poleją się też łzy, gdy mówi o głupocie ludzkiej, która doprowadza do tragedii. Nie tylko tej z 10 kwietnia, bo jak wspomniałam, to tylko wierzchołek góry lodowej, punkt wyjścia do szerszej rozmowy o odpowiedzialności, zaniechaniach, zaniedbaniach i przekonaniu, że przepisy tylko ograniczają.
“Kłamstwo smoleńskie?” to nie jest typowa książka historyczna. Prowadzona w formie wywiadu, podzielona na części może być czytana fragmentami lub w całości. Zawsze coś nowego wniesie. Szczerze polecam ją każdemu, kto chce zobaczyć prawdę w kłamstwie. I oddać cześć ofiarom, bez względu na to, kim były, pozostawiając je i ich rodziny w końcu w spokoju, bez kolejnego szarpania teoriami, które nie służą nikomu, a na pewno nie poprawiają bezpieczeństwa w przestworzach.
Katarzyna Boroń