Cała recenzja mogłaby zawrzeć się w jednym zdaniu brzmiącym mniej więcej tak: mimo swojej sporej objętości, książka warta jest każdej chwili spędzonej na lekturze – polecam. Niestety, mimo iż temat w moich oczach został wyczerpany, to muszę napisać coś więcej ze względów formalnych, tak aby recenzja była dłuższa niż opis książki sporządzony przez wydawcę. Tak więc będę się starał sprostać temu zadaniu.
Cięty język Clakson?a, który do tej porty znałem tylko z telewizyjnego Top Gear\’a, trafił w moje gusta również w wersji papierowej. Na samym początku okazało się, że książka jest zbiorem już wcześniej opublikowanych felietonów – tak więc od razu pomyślałem sobie, że przez swoje lenistwo związane z niechęcią do czytania wcześniejszych dzieł tego autora jedną książką wszystko załatwię. Niemal na każdej stronie trafiały się perełki, które wywoływały niepohamowaną i szczerą radość, którą chciałem się dzielić ze swoją lepszą połówką, ale Ona z tego faktu nie była zbytnio zadowolona. Zresztą nie ma się jej co dziwić, bo przecież co ją obchodzi dziesięć tysięcy wersji Porsche 911.
Kolejne felietony podzielone są na lata publikacji. Okazuje się, że przygoda Clarkosn\’a z Top Gear rozpoczęła się w 1993 roku. Lektura książki pozwala nam wrócić do rzeczywistości minionych lat i zobaczyć jak autor postrzegał ówczesny świat. Proszę zwrócić uwagę na zwrot ?postrzegał?, bo poglądy autora ulegały zmianie na przestrzeni kolejnych lat, co bardzo łatwo można zaobserwować, w trakcie lektury. Clarkson wywołuje zazdrość milionów ludzi, w tym także i moją, mogąc poruszać się najszybszymi i najdroższymi samochodami na świecie. Niestety nie wykorzystał potencjału drzemiącego w czterokołowych bestiach, w których żyłach płynie benzyna. Zapomniał, albo specjalnie nie chciał, umieścić zdjęć owych potworów w swojej najnowszej książce – przez co całość straciła w mojej opinii, bo każdy kto mnie zna dobrze wie, że brak bogatych ilustracji jest w mojej opinii wielkim minusem dla publikacji. W Polsce książka trafiła na nasze półki dzięki wydawnictwu Insignis. O ile fajna okładka z Veyron?em i straszącą facjatą autora jest bogata to wnętrze bardzo rozczarowuje. Pożółkły papier sprawił wrażenie, że mamy do czynienia z wiekową publikacja – na szczęście szybko poczułem zapach nowej książki. Taki zabieg pozwolił oferować książkę w cenie około 30 zł. Czy warto? Jeśli lubicie czytać, czasem kontrowersyjne – opinie to na pewno warto. Poza tekstami, książka ma jeszcze jedną zaletę. Mianowicie każdy rok, to znaczy rozdział, zaczyna się od zestawienia najlepszych utworów muzycznych i filmów oraz szkicu (czemu nie zdjęcia?) samochodu roku.
Mam nadzieje, że wymogi formalne co do objętości recenzji spełniłem, a nawet jeśli nie, to trudno więcej już nie napiszę, bo muszę wyruszyć na poszukiwania starszych książek Clarkson?a, twórcy imperium i marki Top Gear.
Artur Borowski