Mam wrażenie, że książka jest jak wino. Im dłużej poleży i poczeka, tym bardziej uderza do głowy. Im trudniej do niej mi się zabrać, tym większy mam problem, żeby się oderwać, odłożyć ją chociaż na chwilę i posłuchać co ma do powiedzenia, ktoś kto właśnie przyszedł, zadzwonił. No bo przecież na kartkach, które mam na kolanach, toczy się życie, ludzie kochają, tracą i cierpią?
Początek zdezorientował mnie jak legislacyjne działania polskiego ustawodawcy. Mamy lata czterdzieste XIX wieku. Jakieś kobiety, Elżbieta, traci męża i dom wskutek Rabacji Galicyjskiej, a gdy kryje się przed grozą z maleńkim synkiem w ramionach widzi maszerujące wojsko austriackie, będące w zmowie z chłopami. Sara ? młoda Żydówka z krakowskiego Kazimierza, która kocha malować i jest jak na swoje czasy trochę niepokorna. Mija pół wieku. Wnuczka Sary, jest zbuntowana, walczy o siebie. Chce malować, chce żyć swoim życiem, a nie chce być żoną mężczyzny, którego wybiorą jej rodzice. Bo Judyta znalazła sobie sama mężczyznę, którego kocha szaleńczą miłością dziewczyny, dziecka, które nie zna życia. Ucieka z domu, aby żyć z mężczyzną, dla którego była tylko igraszką.
Do Krakowa przyjeżdża także wnuczka Elżbiety. Dziewczyna chce studiować farmację, finansowo wspiera ją babka, która nigdy nie otrząsnęła się z tragedii. Nigdy nie wybaczyła Austriakom, że zburzyli szczęście w jej życiu. Pech chce, że pewien Austriacki żołnierz zaczyna kręcić się w pobliżu jej wnuczki. Dodajmy do tego młodą, wyzwoloną Klarę, córkę świetnego profesora o skostniałych poglądach i mamy bohaterki, świetnej powieści, z klimatem i emocjami.
Rzecz dzieje się w Krakowie końca XIX wieku w którym zderza się umiłowanie tradycji przez mieszkańców szacownego grodu Kraka i nowoczesności, dekadencji, młodości i pragnieniem zmian reprezentowanym przez młodzież. Młodzież, która chce żyć sercem a nie konwenansami. Takie powieści, jak ta którą napisała Agnieszka Wojdowicz uwielbiam. Za ten klimat i subtelne emocje, piękne a pomimo swej delikatności uderzające z całą siłą.
Możemy pospacerować po Krakowie końca XIX wieku, mieście klimatycznym z zabytkami, ale i z cesarskim wojskiem pilnującym porządku w imieniu Franciszka Józefa. Na chodnikach spotkamy sławy jak Jacek Malczewski, Stach Wyspiański i całą reszta artystycznego światka, który ukształtował nasze spojrzenie na sztukę.
Agnieszka Wojdowicz stworzyła wspaniałą, klimatyczną powieść, którą czyta się szybko i bardzo prędko wpada się w nią jak śliwka w kompot. Niepostrzeżenie zaczynamy żyć życiem bohaterów, kibicować im i przejmować się ich dramatami. Ja bardzo polubiłam wątek tytułowej Elizy i Antona był motylkowy i uroczy. Skojarzyła mi się z książką \”W cudzym domu\” z tym, że uważam, że \”Niepokorne.Eliza\” to książka bardziej dopracowana, pozwalająca czytelnikowi poczuć jeszcze więcej emocji.
To naprawdę dobra i poruszająca powieść, taka jakie lubię najbardziej. Losy kobiet niepokornych, zbuntowanych przeciwko konwenansom, a gdy pojawia się miłość ten bunt przybiera jeszcze na siłę, jak gdyby samorealizacja nie była jedynym powodem palenia mostów i burzenia skostniałych murów, jak gdyby dopiero miłość dodawała im sił.
Lubię książki pisane przez polonistki, to się wyczuwa, język jest staranny, zdania wyważone, pięknie skonstruowane. Czytanie nie męczy, nie boli, ale jest jak słuchanie klasycznej muzyki. Bardzo mnie cieszy, że jest przewidziany kolejne tomy i będę niecierpliwie ich wypatrywały. Nie spodziewałam się, że książka aż tak mi się spodoba i chcę jeszcze raz!!! Wspaniała – polecam!
Katarzyna Mastelarczyk