Zatytułowanie powieści \”Najlepszą książką
na świecie\” było zuchwałą głupotą, aroganckim chwytem marketingowym czy
trafionym w punkt zabiegiem? Pewnie wszystkiego po trochu. Jest w tym pewność
siebie, przemyślana strategia, ale i coś autentycznego. Nie jest to tytuł
wyssany z palca. Gra podjęta przez autora w większości założeń się sprawdza, a
czytelnik czuje w książce jego obecność. Nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty.
Historia wciąga, broni się i niejednej osobie pokaże środkowy palec, wymownie
deklarując, co myśli o niezadowolonych czytelnikach.
Fabuła powieści jest interesująca. Mamy podstarzałego pisarza,
który lata świetności ma dawno za sobą. Ciągnąca się za nim fala fejmu pozwala
mu nie utopić się w własnej mizerności. Alkohol, narkotyki, imprezy i brak
sukcesów na koncie literackim sprawiają, że mężczyzna dochodzi do granicy. Wtedy,
wraz z młodszym kolegą z branży wpadają na pomysł, aby napisać najlepszą
powieść na świecie, która byłaby bestsellerem w każdej kategorii. Zdają sobie
sprawę, że wspólnie to mogą co najwyżej wódki się napić, ale autorem
majstersztyku może być tylko jeden z nich. Zaczyna się bieg po szczeblach
drabiny bestsellerów, który z nich zleci i rozkwasi sobie buźkę o własne
ambicje?
Pierwsze skojarzenie? Californication! Tytus, główny bohater powieści, bardzo
przypomina mi bohatera serialu. Łączy ich nie tylko tytuł literata, ale także
sytuacja w jakiej się znaleźli. Hank Moody podobnie, jak Tytus zmagał się z
używkami i cierpiał na chroniczny brak weny. Jest to czynnik, który wpływa na
specyficzny charakter powieści. Obrazowo mówiąc, jak po porządnym upaleniu się
trawką. Serio. Jest to zarówno zaletą, jak i wadą. Czytelnik ma wrażenie
chaosu, w fabule i w głowie bohatera. Czasami trudno sobie wyobrazić opisywane
sceny. Z drugiej strony, jest to element wyróżniający powieść. Podobnie jak
zwroty do czytelnika.
Fabuła powieści kręci się wokół mechanizmów rynku wydawniczego, rzucając
jaskrawe światło na ciemne strony branży. Jestem przekonana, że osoby
zainteresowane tematem docenią możliwość wglądu w tę sferę. Akcja toczy się
wartko, zwłaszcza w ostatniej części książki. Świetne pióro autora jest dużym
atutem, dzięki któremu szkielet fabuły może się obronić. Może, ale nie musi. Bo
co, jak co ale autor wymaga od czytelnika otwartego umysłu i luzu.
W zasadzie wspomniany luz
powinien być kompasem przemawiającym za sięgnięcie bądź odpuszczenie tej
lektury. \”Najlepsza książka na świecie\” Petera Stjernstroma to
wyróżniające się dziwadło, ale czy nie mówi się, że inne znaczy piękne?
Justyna
Chaber,