Jakoś
tak, rok temu doszła do mnie wiadomość, że Remigiusz Mróz,
bożyszcze blogosfery planuje powieść retro, która będzie miała
miejsce w mojej Galicji. Ależ się ucieszyłam, później niestety
kilkoma powieściami autora się rozczarowałam, ale na Targach
widząc, spod lady wyciągany egzemplarz pokazowy, no cóż…
zachorowałam. Uwijałam się z zaległościami jak mogłam, akurat
za oknem upały okrutne, to i Mróz tematycznie się wpasował,
łaknęłam ochłody. Kocham kryminały retro, znam kilka
wspaniałych, miał więc autor wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Zaczęłam czytać i ojeny, jeszcze nigdy nie byłam tak zachwycona
twórczością Remigiusza Mroza.
Galicja,
rok 1909, na tronie cesarsko-królewskiego imperium zasiada
Franciszek Józef, nobliwy już pan, na pewno nie zaprząta sobie
głowy sprawami dziejącymi się na rubieżach jego imperium. A na
pewno nie interesuje go życie młodzieńca, polskiego pochodzenia,
który w rezydencji arystokratów chce znaleźć pracę. Pomimo
swojej niezbyt chwalebnej przeszłości, a także pomimo narodowości
dostaje posadę czyścibuta. I może mógłby sobie spokojnie żyć,
gdyby nie to, że pierwszej nocy po jego przybyciu do posiadłości
syn barona, dziedzic majątku zostaje znaleziony… martwy.
Podejrzenie padają od razu na Polaka, tym bardziej, że jest
świadek, który widział jak pucybut wymykał się gdzieś w nocy.
Prawo, za taką zbrodnię przewiduje jedną karę ? stryczek. Tym
razem Remigiusz Mróz przedstawia nam siebie jako pisarz kryminału
retro, w założeniu, bo niestety na tym nie poprzestał. A szkoda-
moim zdaniem.
Tak
jak wspomniałam, początek mnie zachwycił, galicyjska arystokracja,
klimat retro, świetnie komponowały się z językiem autora. Moim
zdaniem, do połowy było świetnie i czytałam sobie z wielką
przyjemnością, zgadywałam, spekulowałam, gryzłam paznokcie z
ciekawości, a później autor poszedł w dziwną stronę, robiąc
coś co tak wkurzyło mnie w Ekspozycji,
która po niecałym roku i lekturze W
cieniu prawa
naprawdę nie wypada tak źle. Akcja jest zaplątana jak kłębek
drutu. Spisek, w celu obalenia spisku, spiskującego, nad spiskiem
stulecia, poganianym spiskiem. Serio? Rozbolała mnie od tego głowa,
od podwójnych agentów, zagadek, zawiedzionego zaufania i takiego
pomieszania z poplątaniem, polanym niezjadliwym sosem komplikacji.
Bohaterowie znowu przeżyją nieprawdopodobne przygody, w sposób
jeszcze bardziej nieprawdopodobny jednak się wymkną i tak w
nieskończoność.
Wiem,
że pewnie znowu mi się dostanie, że się czepiam i bluźnię, ale
ta książka to mój największy zawód. Miało być pięknie, było
tak świetnie, a później, jadło jadło i zdechło… szkoda.
Jednak,
podkreślam ? doceniam piękną okładkę. A w razie potrzeby
dostarczę listę kontaktową ze świadkami, którym już zdążyłam
powiedzieć, że W
cieniu prawa
bardzo mi się podobało.
Katarzyna Mastalerczyk