Czekałam
na tę książkę, od kiedy ujrzałam ją w zapowiedziach. Czasy
napoleońskie, okres regencji, czyli wtedy, gdy w Anglii Elizabeth
Bennet odtrąca pana Darcy`ego tylko, że na ziemiach polskich. W tej
epoce Tołstoj umieścił epicką Wojnę
i pokój,
a polskich powieści, nie ma zbyt wiele, współcześni autorzy, też
rzadko wybierają ten specyficzny czas. Wprawdzie troszkę
zaniepokoiło mnie, że autorka we wstępie wyjaśniających realia
tego okresu wspomina o strojach empire, a okładkę zdobi niewiasta w
bardzo ładnej sukni, ale pochodzącej z końca XVIII wieku, no ale
książki po okładce się nie ocenia, zaczęłam czytać i prędko
pożałowałam, że spędzam wieczór w domu.
Bohaterką
powieści jest Maja Au, pochodząca z możnego, ale zubożałego
domu, jej ojciec walczył z Dąbrowskim we Włoszech, teraz osiadł w
Krakowie, sterany wojną i aby wydać za mąż wysyła ją do
siostry. Siostra też lata swoje ma, raczej siedzi w domu, ale
nieliczne wyjścia pań, pomagają Mai zdobyć sławę czarodziejki w
sprawach sercowych. Wystarczy, że Maja zaangażuje się w jakieś
rozterki sercowe młodych, a te znikają, ot rodzice się zgadzają,
wszystko się układa. I oto przybywają do Mai strapione panny,
licząc, że kobieta rozwiąże ich problem. Ponieważ Mai brakuje
pieniędzy, zgadza się, rusza w niezbyt wygodną podróż, aby
połączyć kochające serca i… przekonajcie się sami, ja naprawdę
nie mam siły.
Wbrew
pozorom napisanie książki, której akcja powieści dzieje się dwa
wieki temu nie polega na przeniesieniu mentalności współczesnej
dziewczyny w przeszłość. Niestety autorka, pomimo wstępu, którego
obecność dobrze rokowała, bo on sam raczej niewiele wyjaśniał,
stworzyła powieść, którą koszmarnie się czyta. Bohaterki,
pochodzące z dobrego domu, zachowują się i wysławiają
skandalicznie. Nie ma dbałości o epokowe niuanse, ot po prostu miał
być jakiś dworski wątek, to bach! Wymyślmy jakiś dwór,
perturbacje i może coś z tego wyjdzie. Konia z rzędem temu, kto
dopatrzy się klimatu napoleońskich czasów. Nie jest to debiut,
chociaż ja pierwszy raz spotkałam się z twórczością autorki i
nie rozumiem dlaczego chemik z wykształcenia bierze się za tak
trudną materię. Rozumiem, że autorka lubi ten klimat, ale moim
zdaniem nie zrobiła nic, by go przekazać.
Książka
mnie zmęczyła i skrajnie zirytowała. Nie powiem, że nie da się
tego czytać, bo sądzę, że jeśli ktoś nie oczekuje prawdy i
realiów to będzie zadowolony, tak jak wszystkie czytelniczki
romansów historycznych z serii Harlequin, toć tam jest tyle samo
realiów co w powieści W
służbie miłości.
Bardzo bym chciała znaleźć jakiś plus, ale nie mogę. Wybaczcie.
Stracony czas i stracone nerwy.