Gayle Forman, rozpoznawana
jest z książek kierowanych w stronę młodzieży, które mniej lub bardziej
ciekawią. Moje doświadczenia z autorką są pozytywne, byłam niezmiernie ciekawa
najnowszej pozycji, która zapowiadała się nieco inaczej, niż poprzedniczki.
Tutaj mamy zupełnie
inne problemy, już nie spotkamy z nastolatkami i ich rozterkami, mniejszymi i
większymi dramatami, jak więc wygląda inna strona twórczości Forman i czy
odejście od wątków młodzieżowych był dobrym pomysłem?
Poznajemy Maribeth,
kobietę żyjącą na pełnych obrotach. Praca w gazecie, mąż i bliźniaki. Można
powiedzieć, że doszła do wszystkiego, o czym wielu marzy. I możliwe, że i ona
sama tak by myślała, gdyby nie pewna sprawa. Otóż wszystkie obowiązki spadły na
jej głowę. Wychowywanie bliźniaków, zajmowanie domem i praca. Niby łatwo można
sobie poradzić. Dobra organizacja i problemy same się rozwiążą.
Niestety będąc na
pełnych obrotach, dając z siebie nie sto a dwieście procent, kobieta wykańcza
własne serce. Które pewnego dnia, zaplanowanego od A do Z, robi przerwę, na
początku dając znaki, delikatnie a z czasem coraz silniejsze. W końcu Maribeth
dostaje zawału. Konieczna jest operacja. I gdyby ktoś powiedział, że od tego
miejsca będzie dobrze, byłby w błędzie.
Wracając do domu,
liczyła na pomoc męża, na czas który jest tak potrzebny do odzyskania
sił. Potrzebowała tego i fizycznie, i psychicznie. Jason był dobrym
mężem, ale często większość obowiązków spadała na jej ramiona. Mieli dzielić
się wszystkim po połowie, takie były plany…
W końcu nadszedł
dzień, kiedy w Maribeth przelała się czara goryczy. Spakowała walizkę, zabrała
najpotrzebniejsze rzeczy, napisała list do męża i… wyjechała. Kupiła nowy
telefon, nową kartę. O kierunku wyprawy zadecydowała dopiero na stacji.
Musiała zdobyć się
na ten drastyczny krok. Musiała złapać oddech i nabrać dystansu. Przemyśleć
wiele spraw i spojrzeć na swoje dotychczasowe życie z innej perspektywy.
Gdy sięgałam po
najnowszą pozycję Forman, nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Gdzieś tam czytałam opinie, ale tylko pobieżnie, by nie sugerować się cudzymi
wrażeniami. Fabuła nie należy do dynamicznych, autorka w dosyć spokojnie snuje
swoją opowieść. O Maribeth, jej rodzinie, chwilami można pomyśle, że i o nas
samych.
Poznajemy matkę jak
każdą inną, zapracowaną, żyjącą wspomnieniami o wymarzonej przyszłości. Tylko
że ta nieco odbiega od realiów. To, co miało być piękne, zaczęło przysparzać
coraz więcej trosk i zmęczenia.
Mnie ogólnie trudno
jest wczuć się, w postacie matek i żon. Mogę sobie tylko próbować wyobrazić,
jak czasami, a może i często, trudno jest pogodzić codzienne obowiązki. Jak
ukochane dzieci potrafią dać w kość. Wiadomo, rodzice kochają swoje potomstwo,
ale bezgraniczna miłość nie odbiera zmęczenia. W końcu są tylko ludźmi, mają
prawo do spadku energii, do choroby.
Rozumiałam decyzję bohaterki, nie umiałam oskarżyć ją o złą decyzję, nie
zostawiła dzieci na pastwę losu. Były z ojcem, świat się nie zawalił. Każdy
potrzebuje oddechu, a jej właśnie oddechu w pewnym momencie zaczęło
brakować.
Mam kilka zastrzeżeń
względem fabuły, ponieważ pojawiały się momenty, gdy akcja zwalniała tempo,
wręcz nużyła. Nie działo się nic istotnego, wnoszącego do życia postaci, ani
dla odbioru czytelnika. Te rozwleczone fragmenty sprawiały, że musiałam odłożyć
książkę i zająć inną lekturą. Co nie oznacza, że książka jest zła. Absolutnie.
Forman ukazuje życie z innej strony, książka nie jest skierowana tylko do
matek, czy mężatek. Każdy może wynieść z niej ciekawe spostrzeżenia.
Przeanalizować, może zatrzymać się i zastanowić nad własnym życiem.
gdyby nie te kilka momentów, nie miałabym żadnych zastrzeżeń. Jednak w ogólnym
rozrachunku, całość oceniam dobrze. I szczerze polecam. Mądrze i przede
wszystkim dokładnie napisana książka.