Na temat Belgravii usłyszałam sporo, na początku bardzo się na nią napaliłam. Bo chwytliwa okładka – twórcy Downton Abbey, zrobiło swoje. No i przepadłam. Książka trafiła w moje ręce. Będąc pod urokiem, poprzedniczki oczekiwałam czegoś równie zajmującego i klimatyczne, ale czy otrzymałam to, czego tak bardzo chciałam?
Poznajemy dwie rodziny. Oczywiście wyższego i niższego statusu społecznego. Wiadome. Młodziutka panienka, urodzona w sferze, która nie ma zbyt wiele do powiedzenia w towarzystwie wyżej urodzonych, łudzi się, że uczucie, jakim jest miłość, faktycznie jest w stanie, przełamać wszelkie mury, nawet konwenanse. Chyba nie trzeba tłumaczyć, jak zakończy się jej płomienny i pełen żaru romans z Edmundem, arystokratą rzecz jasna.
Sophie zapłaci najwyższą cenę za swoją słabość do mężczyzny z zakazanych kręgów, natomiast on sam skończy nie lepiej. I cała historia może poszłaby w niepamięć, gdyby nie fakt, że wydarzyła się w bardzo burzliwym okresie dla kraju, jak i we dworze, na którym odbywał się bal. Bardzo pamiętny, gdyż było to ostatniej nocy, przed wybuchem historycznej bitwy.
I chociaż wiele lat upłynie od pamiętnej nocy, to w świecie arystokracji skandale zbyt szybko się nie zapomina. Tak samo, jak tego, że rodzina prostego zaopatrzeniowca pojawiła się na balu. Kto i dlaczego zdobył dla nich zaproszenie? I jakie konsekwencje będzie niosło owo wydarzenie?
Mijają lata, obie rodziny pozornie żyją swoim rytmem. Miasto się rozwija, coraz więcej dorobkiewiczów, spędzających sen z powiek błękitno-krwistym. Bo przecież czymże pieniądze? Skoro latami dbano o odpowiednie więzy krwi, teraz będące niczym w starciu z pieniędzmi. Jednak nie to jest najgorsze.
Skrzętnie ukrywana tajemnica, tak by nie ujrzała światła dziennego, teraz zaczyna o sobie przypominać. Wieść, która odmieni życie wielu i wstrząśnie społeczeństwem. Dwa odległe światy, niebezpiecznie się do siebie zbliżą, ku wielkiej niechęci obu stron.
Nie będę ukrywała, naprawdę sporo sobie obiecywałam po tej książce. I naprawdę długo jej wyczekiwałam. To też, gdy w końcu dostała się w moje ręce, zasiadłam do czytania. No i, no i nie wiem, co się stało, ale książka nie mogła mnie wciągnąć.
Wszystko jakieś takie rozwleczone, czytałam i, czytałam i jakoś nie zaskoczyłam z fabułą. I o ile klimaty były naprawdę moje, tak tutaj po prostu nie poczułam się przeniesiona do opisywanych miejsc i zdarzeń. Byłam za bardzo obok i gdy musiałam przerywać czytanie ani przez chwilę nie czułam tęsknoty i chęci do szybkiego powrotu. Smutne bardzo.
Niby były skandale, jakieś ploteczki, sprawy ukrywane i szpiegowane. A wszystko otoczone pięknie maskującymi uśmiechami, tak jak nakazała etykieta.
Tutaj podobnie jak w sławnym Downton Abbey, możemy śledzić dwie strony. Czyli wielkiego państwa, jak i służby, rejestrującej każde odchylenie od normy. Debaty odbywające w kuchni, nieszczędzące żadnego z państwa. No ale takie były czasy.
I, mimo że było kilka wydarzeń przykuwających uwagę, niestety muszę przyznać, że całość z byt mnie wynudziła. Niespiesznie prowadzona akcja, całość jakby przydługa. Może źle trafiłam z czasem, ale nie. Nie polubiłam się z Belgravią, mimo swojej słabości do czasów i klimatów. Szkoda.
Oczywiście nie będę zniechęcała, wiem, że książka zbiera pozytywne opinie, najwidoczniej ja się rozminęłam z tematem.
Agnieszka Bruchal