Były czasy, mam przynajmniej takie wrażenie, że więcej osób sięgało po Biblię. Oczywiście dotyczy to osób z kręgu chrześcijaństwa. Obecnie mamy więcej osób, które deklarują chrześcijański światopogląd, a ich wiedza biblijna leży i kwiczy. Wiadomo, że jeśli człowiek nie szuka oparcia w religii, to będzie zawsze takim wierzącym, który w kościele jest mniej niż raz na rok. Jest jednak sporo osób, które opiera swoje życie na wierze. Mam znajomych wielu wyznań, uwielbiam więc toczyć długie rozmowy o religii. Oczywiście rozmowa musi mieć kontekst, zwykle nie prowadzę ich w przerwie w pracy, ale już spacery, czy telefoniczne pogawędki są świetne. Nie wiem, czy też macie jakieś kryzysowe sytuacje, chwile, gdy jesteście na rozdrożu, wtedy naprawdę Słowo, może być lekarstwem. Dla osób, które tego potrzebują, przedstawiam wymarzoną książkę.
Piotr Roman Gryziec zaprasza nas na podróż po świecie Ewangelii. Książka pełna franciszkańskiej duchowości, uwagi i braku dołowania. Wiecie, kaznodzieje dzielą się na tych, którzy Biblią straszą oraz na tych, którzy chcą w ludzi tchnąć otuchę. Ja pamiętam jedno kazanie, które dało mi motywację i powera, a parę dni później kazanie oparte na tym samym fragmencie wpędziło mnie w depresję. Tutaj mamy ponad dwadzieścia fragmentów wziętych na tapet. Opisane są bardzo dokładnie. Pierwszy raz spotykam się z takim szczegółowym omówieniem elementów konkretnego fragmentu. Nawet na kółkach biblijnych, czy na oazach nie spotkałam się z tak dokładnym, ale zajmującym omówieniem. Autor nie pisze na odwal, dzieli się swoją wiedzą. Ta książka pokazuje, że w Biblii, żadne zdanie nie jest przypadkowe, wszystko jest osadzone w pełnym kontekście. Co ważne, gdy trzeba, autor wyjaśnia nam co zmienia tłumaczenie. Petarda!
Jak wspomniałam, kaznodziejów dzielimy na dwie grupy. Ta książka napisana została przez człowieka, który uważa, że Ewangelia ma faktycznie być Dobrą Nowiną, mamy ją czytać i czerpać otuchę. Brać z niej siłę do walki, do borykania się z codziennością. Nikt nas tu nie karci, nie mówi, że jakieś załamania dowodzą, że katolicy z nas żadni i że najlepiej ubierzmy wór i idźmy gdzieś na kolanach. Takie książki uczą nas czytania Biblii, powinny pomóc wyrobić nam sobie ten nawyk. Pewnie ktoś powie, że kto sobie podczytuje Ewangelię, powiem Wam, że my z Siostrzenicą łapiemy takie fazy, że zwłaszcza w zimie, gdy mamy trudną sytuację, to naprawdę pomaga. Piszę o tej książce dosłownie w ostatniej chwili, bo wiem, że puszczę ją po ludziach. Jest świetna! Bardzo pokrzepiająca.
Katarzyna Mastalerczyk