Chłód odczuwany w powietrzu miesza się z tajemnicami. Pozornie idealna rodzina skrywająca swoją prawdziwą twarz i zbrodnia podobna do tej sprzed lat. Ekscytacja, która momentami zapiera dech w piersi, prowadzi nas szlakiem zagadek i poszlak, które nie ułatwiają rozwikłania sprawy, choć powinny.
Underdal, norweskie niewielkie miasteczko zmieniło się nie do poznania w pewien poniedziałkowy ranek. To właśnie wtedy jeden z mieszkańców natrafił na zwłoki młodej, nagiej dziewczyny, Anny Fjeld. Już na pierwszy rzut oka zbrodnia ta przypomina wydarzenia sprzed czterdziestu lat. Śledczy niezwłocznie rozpoczynają śledztwo i przesłuchują ludzi z otoczenia nastolatki. Każdy trop zdaje się tym najważniejszym do sprawdzenia. Pozornie grzeczna nastolatka okazuje się niezbyt kryształowa, a jej powiązania z nieodpowiednimi ludźmi biją po oczach. W odnalezieniu sprawcy mają pomóc badania DNA, które otworzą nowe drzwi w sprawie. Czy w dobrym kierunku? Pytania będą mnożyć się w zaskakującym tempie. Kto jest zabójcą? Czy zbrodnie są powiązane i jest jeden sprawca? Czemu wyniki badań wskazują na pokrewieństwo sprawcy i głównego śledczego? Czas odkryć wszystkie tajemnice.
Miasteczko głodnych dusz
Czy polska pisarka może stać się mężczyzną o skandynawskich korzeniach? Okazuje się, że tak. Na dodatek nieźle się sprawdza ta mieszanka. Osobiście uwielbiam literaturę skandynawską i sporo w życiu jej przeczytałam. Zawsze urzeka mnie w niej klimat. Taki niedościgniony element, który ciężko określić jako pojedynczy skrawek, ale w połączeniu z całością nadaje jej głębi i określonego sznytu. Wiadomo, że gdy w grę wchodzi opisywanie miejsc poza tym zamieszkania czy mentalności innego narodu, łatwo się zagubić. Autorce skrywającej się pod pseudonimem udało się stworzyć klimat norweskiego miasteczka, połączyć to z niezwykłą zagadką kryminalną i wprowadzić w osłupienie czytelnika rozwiązaniami fabularnymi, które wciągają bez ostrzeżenia.
Miasteczko głodnych dusz to wielowątkowa, oryginalna i przemyślana powieść kryminalna z wątkiem psychologicznym, która została spisana językiem niezwykle przystępnym i lekkim. Wciągająca fabuła i pędząca akcja nie pozwalają na oddech i choć dla niektórych może to być zarzut, to mi osobiście takie tempo odpowiadało, a szare komórki pracowały w pocie czoła nad rozwikłaniem zagadki aż miło. Lektura daleka jest od tych rozczarowujących, trzyma w napięciu i po ludzku ciekawi. Thor Larsen umie w kryminał i nie tylko.
Bohaterowie
Mam wrażenie, że ostatnimi czasy udaje mi się trafiać na książki z iście mistrzowskim podejściem do kreacji postaci. Miasteczko głodnych dusz i tu nie ugina się pod presją. Każda z postaci jest niezwykle ciekawa, posiada głębie i ni w ząb nie jest łatwa do rozszyfrowania, choć uwierzcie, próbowałam rozgryźć każdego z osobna i gdy już byłam blisko, myśli umykały gdzieś daleko na rzecz nowo poznanych poszlak i wątków. Lektura okazała się niezwykle przyjemna. Rys psychologiczny, polski akcent w tle, który jest znaczący dla toczących się wydarzeń. Czegóż chcieć więcej? Złożoność i mnogość postaci, ich wspólne powiązania tworzą zawiłą sieć, której rozplątywanie jest niezwykle pracochłonne i przyjemne. Thor Larsen wie, co czyni, całość bowiem jest niezwykle przemyślana w każdym najmniejszym szczególe i po prostu świetnie się czyta.
Podsumowanie
Jeśli lubicie się z literaturą skandynawską i kryminałami, to Miasteczko głodnych dusz może okazać się strzałem w dziesiątkę. Klimatyczna, wciągająca powieść na pełny napięcia wieczór w towarzystwie zbrodni. Niesłabnąca akcja i wielowątkowość nie dadzą się nudzić. Historia, która potrafi zaskoczyć. Świetnie wykreowane postaci, które nie raz wyprowadzą was w pole.
Marta Daft