Co zrobilibyśmy, gdyby nagle zostało nam kilka dni życia? Jakie decyzje zostałyby podjęte? Czy rzucilibyśmy się w wir życia, by nadrobić lata, gdy nie maiło się czasu na przyjemności, czy postawilibyśmy na relacje? Takie pytania stawia czytelnikowi autor książki A gdyby tak ze świata zniknęły koty?. Bohater prowadzi zwykłe, szare życie listonosza. Za towarzysza życia ma kota Kapustka, a po śmierci matki nie utrzymuje z nikim bliższych relacji. Pewnego dnia dowiaduje się, że ma guza mózgu i zostało mu zaledwie kilka dni życia. Co zrobić z tą informacją? Jak wykorzystać ostatnie dni? Z pomocą niespodziewanie przychodzi mu… diabeł. Oferuje układ: za każdy dodatkowy dzień życia, ze świata zniknie jedna rzecz. Nie w sensie jednostkowym, lecz jako całość danego pojęcia. Na pierwszy ogień idzie telefon komórkowy. Nim jednak diabeł usunie wszystkie aparaty, bohater może przeprowadzić jedną, ostatnią rozmowę telefoniczną. To wtedy dowiadujemy się, że choć jego lista kontaktów jest pełna, to w trudnej chwili nie ma do kogo zadzwonić, gdyż z ojcem nie rozmawia od wielu lat i z nikim się nie przyjaźni. Wreszcie podejmuje decyzję i dzwoni do swojej byłej dziewczyny. A potem ze świata znikają telefony.
Bohater analizuje, czy lepiej, gdy ludzie posiadali komórki, czy też, gdy nagle każdy zajmuje się czymś innym niż gapieniem w ekran telefonu.
Diabeł przychodzi każdego dnia i kusi. Znikają kolejne przedmioty, bez których jak się okazuje, można się obywać. Czy jednak ich zniknięcie warte jest jednego dnia pojedynczego człowieka? Co musi się wydarzyć, by bohater zadał sobie to pytanie?
Książkę należy odczytywać jako rodzaj powiastki filozoficznej. Pod pozorem zwykłej ludzkiej historii ukryto pytania o to, co jest w życiu ważne, jaką wartość ma ludzkie życie, kim jest człowiek.
Opowieść czyta się szybko, gdyż napisana jest ładnym językiem z prostotą znaną z innych książek japońskich pisarzy, jak np. Harukiego Murakamiego.
Anna Kruczkowska