The Hazel Wood to książka, która mną wstrząsnęła. Po lekturze powieści Melissy Albert czułam się dziwnie; jakbym opuściła nasz świat i przeniosła się do najgorszego koszmaru, bo takie właśnie jest Uroczysko. To ciężkie miejsce do życia. Jednak coś mnie w tej książce zaintrygowało na tyle, że zdecydowałam się sięgnąć po Krainę Nocy. Po przeczytaniu opisu fabuły spodziewałam się czegoś normalniejszego, mniej mrocznego, ale ta część jest jeszcze bardziej poplątana niż pierwsza.
Ciężko czytać drugi tom bez znajomości pierwszego. Kraina nocy to bezpośrednia kontynuacja, a ja sama po półtora roku przerwy miałam problem z tym, aby wgryźć się w lekturę, i dopiero po zapoznaniu się ze streszczeniem Hazel Wood potrafiłam odnaleźć się w kontynuacji. Już od pierwszej strony przenosimy się do Nowego Jorku, gdzie postacie, które uciekły z Uroczyska, wiodą pozornie normalne życie, od czasu do czasu spotykając się wspólnie w takiej swoistej grupie wsparcia. Alice stara się ułożyć swoje życie na nowo, ale nie jest to łatwe, bo Uroczysko nadal jest jego częścią. Gdy zaczynają ginąć Historie, wszystkie podejrzenia padają na bohaterkę, która stara się znaleźć wyjście z sytuacji i dowody na swoją niewinność. Finch, który również pojawia się w tej części, próbuje jej pomóc, ale oboje zostają rozdzieleni i każde z nich musi radzić sobie samo.
Po lekturze Krainy nocy mam totalny mętlik w głowie. Nie wiem, co się działo w tej książce. Fabuła okazała się niesamowicie chaotyczna, pełna nawiązań, przeskoków. Już w Hazel Wood to odkryłam – pojęcie czasu w tym uniwersum nie istnieje. On się nagina, raz przyśpiesza, a raz rozciąga się do nieokreślonych rozmiarów, co powoduje, że fabuła jest niesamowicie dusząca. Dobrze, że nie czytałam tej książki w letnie upały, bo czułabym się jeszcze gorzej. Tak, podczas lektury niejednokrotnie brakowało mi tchu i miałam wrażenie, że głowa mi ciąży. Mój mózg nie mógł poradzić sobie z tą akcją, tak zawiłą i pogmatwaną. Nie pomagał w tym również klimat powieści. Niezwykle mroczny, baśniowy, skąpany nie w różu i pastelach, ale w czerni – tak głębokiej, że wręcz nieprzeniknionej.
Kraina nocy jest jeszcze bardziej skomplikowana niż poprzednia część. Nie wiem, czy podziwiać autorkę za to, jak potrafi pisać, bo patrząc z punktu stylistycznego i artystycznego – ta książka jest arcydziełem. Stworzenie takiego klimatu, takich Historii nie jest zadaniem prostym i nie każdy by sobie z tym poradził, ale przez to powieść trafi do wąskiego grona odbiorców. Ci nieliczni będą pławić się w Hazel Wood i Krainie nocy, rozkoszować stylem obu części. Ja, niestety, a to przyznaję z wielki bólem, do tego grona się nie zaliczam.
Zaskakującą rzeczą w tej książce, a zarazem tą, którą mi się najbardziej podobała, są Historie. Chociaż przerażające, to jednocześnie intrygujące i zadziwiające. Poznawałam je z rozkoszą i to dla nich coraz bardziej zagłębiałam się w lekturę. Wiem jednak, że już po kolejną część nie sięgnę. Dałam szansę dwóm książkom Melissy Albert i obie pozycje okazały dla mnie za trudne. Zazdroszczę tym, którzy odnaleźli w nich coś tak zachwycającego, że wspominają je mile.
Katarzyna Krasoń