Czy da się pokochać kogoś ze snu? To pytanie już chyba padło, prawda? Nie, to nie jest recenzja pierwszego tomu, choć nadal mamy dużo magii, romantyzmu i miłości.
Trudno opisać drugi tom tak, by nie zdradzić części fabuły z pierwszego. Dlatego na tym etapie napiszę, że należy przeczytać pierwszy, by zrozumieć i mieć radość z drugiego. A teraz proszę osoby, które nie czytały pierwszej części o nieczytanie dalej.
Nina się zmienia, próbuje wyjść ze swej skorupy, choć wcale nie jest to łatwe. Ma jednak przy sobie przyjaciół. Choć i oni idą dalej, bo świat nie stoi w miejscu. I to z jednej strony jest dla Niny błogosławieństwo, bo czas może nie leczy ran, ale pomaga na tęsknotę, ale jednocześnie przekleństwo, bo przydałoby się iść dalej. To piękna opowieść o wierności, nawet po śmierci, o próbie układania sobie życia bez zamykania rozdziału. To też opowieść o próbie zawierzenia drugiej osobie i o ogromnej dozie niepewności, którą można nosić w sobie. Nina ma podwójny powód, jest wszak czarownicą, a słowa babci o tym, że czarownice mają problem z prawdziwym uczuciem, cały czas tkwią w jej pamięci. Zawsze z tyłu głowy jest myśl, że ktoś został zaczarowany. A Kordian nie popuszcza. Dodatkowo niepewność budzą obrazy mężczyzny. I choć wierzy mu, że ją wyśnił, to całość jest naprawdę nie z tej ziemi.
To nie jest książka dla osób, które nie wierzą w zjawiska nadprzyrodzone. Nie znajdą w niej przyjemności, choć z mojej strony serdecznie zachęcam je do sięgnięcia po ?W blasku dnia?. Wszak miłość też ma w sobie magię, a o niej chętnie czytamy. Dla mnie ta powieść jest, jak z bajki, ale takiej, w której bez problemu można się znaleźć. To nie jest wielka magia, raczej jej subtelna odmiana, wnosząca nadzieję, radość i promienie słońca w szarą rzeczywistość. A jednocześnie jest szalenie życiowa, bo każdy z nas może się borykać ze stratą, odrzuceniem, czy wykorzystaniem przez innych. Ten tom jest ogromnie emocjonalny. Rodzi mnóstwo pytań. Czy można być szczęśliwym, jak już kiedyś miało się szczęście na własność? Jak zbudować życie, kiedy runęło, zanim naprawdę się zaczęło? Dodatkowo autorka nie oszczędza swoich bohaterów, a końcówka zrodziła we mnie naprawdę brzydkie uczucia. Tak się nie robi, nie wolno tak traktować swoich bohaterów i czytelników. Myślałam, że serce mi wyskoczy. Jednak dla mnie to też taki moment przełomowy, takie odczarowanie rzeczywistości, gdy wszystko wskakuje na swoje tory. Bez tego nie byłoby pełnego zamknięcia historii.
Będę wracać do historii Niny. By poczuć magię, by znaleźć odpowiedzi na pytania, które pojawiają się na różnych etapach życia, by poczuć, że zawsze jest jakieś wyjście. A sceptykom powiem, że każda bajka ma ziarno prawdy.
Katarzyna Boroń