Ludzie z natury nie mogą być szczęśliwi, jeżeli nie są zaangażowani w przedsięwzięcia, które im dają poczucie przydatności.
Ponieważ do tej pory nie zapoznałam się z twórczością Kurta Vonneguta, który zdobył uznanie sporej grupy czytelników, stwierdziłam, że nie ma dogodniejszego momentu niż sięgnięcie po właśnie ukazujące się wznowienie jego debiutu. Zachwalano mi intrygujące odzwierciedlanie obserwacji otaczającego świata przez pisarza. Chociaż Pianola nie wbiła mnie w fotel, to jednak niesamowicie podkręciła wyobraźnię, przyjemnie wciągnęła w refleksje. Za to cenię spotkania z książkami. Możliwość przyjrzenia się punktowi widzenia autora, zestawienie go ze swoim, a następnie poddanie wszystkiego interpretacjom z różnych ujęć. Mogłam zajrzeć w świadomość społeczną początków lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, w kreślone wizje przyszłego świata i poddać obróbce względem współczesnego dorobku cywilizacji. Dostrzegłam styczne kwestie, zachwyt nad postępem technologii młodego pokolenia, obawy wysuwane przez starszych, mieszankę obu czynników wśród dojrzałych świadków ewolucji myśli technicznej i związanymi z nią zmianami, gospodarczymi, społecznymi, politycznymi, religijnymi.
Kurt Vonnegut wkroczył w futurystyczną antyutopię, w której człowiek został zmarginalizowany w obszarze siły roboczej, uznany wręcz za zbędny składnik wobec niezawodności zastępujących go maszyn. Druga rewolucja industrialna zintegrowała przemysł w jedną oszałamiającą karykaturalną postać, rzuciła długi cień na zasadność i wartość ludzkiej egzystencji. Zrodziła podział klasowy, w którym jedynie dyrektorzy, naukowcy, zwłaszcza inżynierowie, i urzędnicy, należeli do elit, warstw uprzywilejowanych. Reszta ludzkości, mieszkańcy Zarzecza, musiała radzić sobie sama. Nawet bunty i sabotaże, tak jak te sprzed dziesięciu lat, po wojennych zawirowaniach, były natychmiast tłumione i neutralizowane. Ogromny ośrodek przemysłowy Ilium nie mógł pozwolić na uwolnienie centralizacji decyzji. Zastąpienie człowieka w pracach fizycznych i sferach umysłowych robotami wywołało metamorfozę obszarów obyczajowych i wyznaniowych. Przerażający obraz. Jednakże, czy obecna informatyzacja z natychmiastowym dostępem do internetowego spamu nie krępuje kreatywności ludzi, narzuca nie tyle sposób myślenia, ile odbierania informacji, co najgorsze, wraz z gotowym tłumaczeniem zwalniającym z dociekań? Nic dziwnego zatem, że pojawiają się skrajne nurty przeciwstawiające się postępowi technicznemu i przemodelowaniu etyki pracy.
Początkowo chętnie i z entuzjazmem wchodziłam w powieść, interesowała mnie wizja świata niemal całkowicie podporządkowanego maszynom, przekonywała umiejętność przewidywania autora. Jednak z czasem natrafiłam na mniej wciągające fragmenty, dłużyła mi się szczególnie środkowa część, natomiast zakończenie było dynamiczne. Zabrakło równowagi w rozwijaniu i doprowadzaniu intrygi do punktu kulminacyjnego. Nie do końca potrafiłam zaufać postaciom, ich barwy nie zawsze miały ostrość pozwalającą na pełne zrozumienie. Zbyt szybko lub zbyt gładko odgrywały przypisane role, przydzieliłabym im większe znaczenie niż pionki w wizji przyszłości. Paul Proteus wywodził się z kasty doktorów, wydawał się mieć dokładnie rozplanowaną ścieżkę kariery, lecz pewnego dnia przebudził się i stwierdził, że dotychczasowe życie nie dawało pełnej satysfakcji zawodowej i osobistej. W imię powrotu do zasad przeszłości podjął nierozważne kroki. Śledziłam intrygujące rozterki i zmagania, doprawione nutami dobrej satyry i gorzkiej ironii.
Izabela Pycio