Jako osoba przepadająca za motywem wiedźm i czarownic nie mogłam przejść obojętnie obok debiutanckiej powieści Moniki Maciewicz, która w przepiękny sposób nawiązuje do słowiańskiej kultury i wierzeń. Prosta, aczkolwiek niesamowicie urzekająca okładka jest czymś, co tym bardziej przyciągnęło mój wzrok, aczkolwiek nie ukrywam, że po prostu sam tytuł dał mi się we znaki – nie mogłabym sobie tego darować. Nie skupiałam się nawet zbytnio na opisie fabuły, gdy dostrzegłam zapowiedź. Wiecie, prosty ze mnie czytelnik – widzę hasło nawiązujące do wiedźm, biorę ten tytuł w ciemno.
Zdecydowanie jest to książka, która ma wiele do zaoferowania, aczkolwiek nie urzekła mnie tak, jakbym tego chciała. Na uwagę z pewnością zasługuje samo zaprezentowanie kultury słowiańskiej, wierzeń, tego całego klimatu – to autorce wyszło znakomicie. Dodatkowo posługuje się ona tutaj dawną mową, co jeszcze bardziej dodaje książce charakteru. Motyw czarownic, rzucania zaklęć czy uroków, przeprowadzania sabatów oraz pokazanie tego, jak były one niegdyś postrzegane również mocno na plus. To nie jest typowe filmowe “czary-mary”, tylko bardziej pójście w stronę ziołolecznictwa, zdobywania wiedzy, uzdrawiania. Czasami naprawdę nie trzeba wymyślać dodatkowych “efektów specjalnych”.
To z pewnością urzeknie wszystkich fanów motywów mitologicznych w literaturze, zwłaszcza że ta nasza rodzima mitologia nie pojawia się w niej zbyt często, a na pewno ma wiele do zaoferowania. Tutaj wraz z młodą bohaterką o imieniu Biwia stopniowo odkrywamy sekrety świata wiedźm – to kobiety szanowane, budzące respekt, ale i owiane złą sławą. Z jednej strony ludzie się ich bali i nie chcieli mieć z nimi zbyt wiele wspólnego, z drugiej jednak wierzyli, że tylko one chwilami będą w stanie im pomóc. Biwia krok po kroku uczy się bycia wiedźmą pod czujnym okiem starszych, doświadczonych kobiet. Jest nawet i cudny kocur, bo jakżeby inaczej!
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że chociaż klimat tej powieści jest naprawdę świetny, tak jednak w trakcie lektury nie towarzyszyły mi żadne emocje. Totalnie nie zżyłam się z główną bohaterką – bliżej mi już było do jej mentorek, które były dużo bardziej charakterne i miały pazur (oraz ten cudowny, wiedźmi sarkazm!). Sama Biwia wypada na ich tle bardzo słabo, ale możemy to tłumaczyć tym, że jest totalnym żółtodziobem w tym temacie, choć wydaje mi się, że po prostu nie do końca nadała się ona na wiedźmę? No ale kto wie – może autorka ma w zanadrzu kolejne tomy tej historii i coś ulegnie zmianie.
Chwilami też nie czułam zbytniego przywiązania do fabuły – jakbym nie wiedziała, dokąd to wszystko zmierza. Brakowało mi takiego konkretnego celu tej podróży, bardziej odbierałam to jako takie snucie się bez celu. Wiem, że Biwia miała się dopiero stopniowo wszystkiego uczyć i to jest taki najbardziej wyraźny zamysł całej historii, ale zabrakło mi tutaj akcji, jakiejś tajemnicy, intrygi. Aczkolwiek jeżeli lubicie historie, w których te elementy schodzą na nieco dalszy tor, a my skupiamy się na samym aspekcie drogi, jaką ma przebyć główny bohater, to być może odnajdziecie się w tym lepiej niż ja.
Wiedma to książka z potencjałem, przyjemna, aczkolwiek mająca pewne mankamenty – to jednak swoiste prawdo debiutantów. Czasami w pierwszym tomie nie wiadomo jeszcze, dokąd historia ma zmierzać, a głównym celem ma być wprowadzenie czytelnika w nowy świat i zapoznanie go z jego bohaterami. W tym aspekcie dzieło Moniki Maciewicz na pewno się sprawdza, choć Biwia nie każdemu przypadnie do gustu. Warto jednak dać tej powieści szansę!
Magdalena Senderowicz