Gdy dowiedziałam się, że nadchodzi premiera powieści “Pragnienia” akurat miałam ochotę na jakiś romans. Kusiła mnie ta książka bardzo, ale jak już przyszła to faza czytania romansów mi przeszła. Powieść trafiła na jedną z rozlicznych hałd wstydu, a jeszcze przy porządkach zmieniła położenie. Czekała bardzo długo, chyba tylko dlatego, że nie miałam jej przed oczami, w innym wypadku okładka pewnie by mnie skusiła. Jest śliczna, kolorystyka na szóstkę i ten wakacyjny klimat grzeje w zimie.
Jan jest studentem a przy okazji gra w koszykówkę i odnosi sukcesy. Spotykamy go w prestiżowym barze, jak z kolegami opija kolejny sukces. W tym samym barze bawi się z przyjaciółką Wiktora, córeczka bogatego tatusia, która ma opinię rozpieszczonej jedynaczki, która robi, co chce i wszystko dostaje za darmo. Między Wiktorią a Jankiem szybko pojawia się to COŚ, ale gdy pojawia się Lara była/obecna chłopaka, Wiktoria znika i drogi młodych się rozchodzą. Sukcesy Janka i drużyny trwają. Wkrótce mają wyjechać do Stanów, to wielki sukces dla tak młodych ludzi. Wszystko układa się jak w marzeniu, ale jadąc z rodzicami za miasto, Janek ma wypadek. To wszystko zmienia, życie chłopaka na każdej płaszczyźnie. W kryzysowej sytuacji jego związek się sypie, nie ma weny do studiowania, sport odpada, zatem jedzie na wieś do babci pomóc jej w remoncie. Tam spotyka zupełnie inne towarzystwo i inne warunki życia. Tutaj los znowu zetknie go z Wiktorią, która okaże się, że ma bardzo ciekawe koneksje i trwa w dziwnym układzie. Czy to wszystko się wyprostuje?
To nie jest pierwsza powieść autorki, z jaką mam do czynienia, ale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to debiut. Ta książka jest strasznie niedopracowana i jakby po łebkach napisana. Bohaterowie są młodzi i bogaci, nie mają trosk, tam w powieści niby pojawiają się jakieś perturbacje, ale wszystko zawsze jakoś się prostuje, zbiegiem okoliczności. Według mnie ta powieść wytraciła romansowy potencjał, gdy para głównych bohaterów spotyka się, pojawia się chemia, a później każde wraca do swojego partnera, jak gdyby nigdy nic. To był moment, który zawiódł mnie totalnie. Tak, ja wiem, że to się dzieje na samym początku, ale ja czytałam, licząc na cud, którego nie było. Niestety. Nic to, może inna powieść autorki, poruszy mnie bardziej.
Lekko mówiąc, książka mnie nie zachwyciła. Czytało się ją szybko, ale wydaje mi się bardzo powierzchowna, bez głębszych warstw, dalszych planów. Można przeczytać, ot tak, dla zabicia czasu.
Katarzyna Mastalerczyk