Wasilij Machanienko nie ustaje w wysiłkach, by kolejne tomy “Drogi Szamana” dostarczały fanom LitRPG dokładnie tego, czego najbardziej im trzeba: epickich starć, barwnego świata, wrażenia obcowania z prawdziwym “rolplejem”, tylko zapisanym na kartach powieści. A jak mu to wyszło w tomie czwartym – “Zamku widmo”?
Dla przypomnienia tom trzeci kończył się na bardzo optymistycznej nucie: klan Machana zyskał uznanie w Barlionie po opanowaniu Mrocznego Lasu i otrzymał nazwę Legend Barliony. Tylko jak uczy popkultura, “z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność”. Machan, Anastarija i reszta muszą się zmierzyć z ogólnym zachwytem graczy, najazdem fanów i licznymi ofertami misji. W tym – niebezpiecznych. Jedną z nich jest eskorta pewnego księcia… Jednocześnie Machan wie, że reputacja klanu i jego samego wyprzedza jego umiejętności i jest bardzo zdeterminowany, by popracować nad swoimi klasowymi atrybutami. Czy jednak nie stara się działać za szybko? Czy pośpiech i nierozwaga się na nim nie zemszczą? I co z zamkiem, którego władcą zostaje nasz bohater?
Przygoda Machana zatacza coraz szersze kręgi. To już nieskromny więzień, który pracą i sprytem wspina się mozolnie po drabinie społecznej hierarchii. I nie lider klanu, trochę z przypadku, gracz, który po prostu zawsze znajduje się tam, gdzie zawsze coś się dzieje. Na oczach czytelników dokonuje się ewolucja protagonisty. Ewolucja tym bardziej imponująca, że przebiega równolegle na aktualizowanej na stronach kolejnych powieści karcie postaci oraz faktycznie w fabule. Autorowi udało się coś niezwykłego – jednocześnie dosłownie pokazuje, jak bohater rośnie w siłę i sprawia, że to wynika z sekwencji fabularnych. Mimo ograniczenia w powieściach wszystkiego, co nie jest akcją, możemy sobie łatwo wyobrazić drogę bohatera, jego towarzyszy i otoczenie. Cecha ta towarzyszy cyklowi “Droga Szamana” od początku, ale dopiero na poziomie trzeciego – czwartego tomu staje się wyraźnie widoczna, a rysująca się coraz mocniej nadfabuła spajająca całą serię budzi szczery podziw.
Oczywiście, że fani serii Machanienki łykną “Zamek Widmo” na jedno – dwa posiedzenia. Tych ponad pięćset stron to czysta rozrywka i wartka akcja.
Ale coś sprawia, że nie mogę tego tomu ocenić równie wysoko co poprzednich. Coś się stało z językiem cyklu. Zdania wydają się mniej płynne, niekiedy musiałam dwukrotnie czytać konkretny akapit, by się w nim połapać. Nie widzę ewidentnych błędów translatorskich, a jedynie pewne zgrzyty stylistyczne. Bardzo możliwe, że wynika to z faktu, iż nad tym tomem pracowały dwie tłumaczki. Liczę, że Joanna Darda-Gramatyka zgra się z Gabrielą Sitkiewicz najdalej w kolejnym tomie przygód Szamana Machana.
Tradycyjnie: kto jest fanem “Drogi Szamana”, musi obowiązkowo przeczytać czwarty tom i zobaczyć, jak pięknie dorasta nam Machan. Kto fanem nie jest – i tak nie zrozumie, w czym rzecz. A kto po cykl LitRPG Machanienki jeszcze nie sięgał, niechaj zacznie od “Początku”, czyli tomu pierwszego – jakkolwiek zaczynając od środka, połapie się w fabule, pozbawi się sporej części przyjemności, wynikającej właśnie ze śledzenia rozwoju postaci i świata.
Tak czy inaczej – nieodmiennie polecam.
Joanna Krystyna Radosz