Krzysztof, Barbara i Stefania. Trzy serca a między nimi miłość i dramat. Nie tylko wojny, ale też uprzedzeń, żali, pretensji i niezrozumienia. Walki między żoną a matką. A w tle wojna i uciekający czas.
Czytałam “Ty jesteś moje imię” i uważałam, że nie da się piękniej, nie da się mocniej, nie da się bardziej. I myliłam się i jestem szalenie wdzięczna autorce, że po raz kolejny weszła do tej samej rzeki. Nie zawsze jest to zła decyzja, czasem musi trochę wody upłynąć, by ta rzeka wydała się głębsza, dała więcej. I tak właśnie jest. Ta książka jest głosem na trzy serca, pisana bólem, rozpaczą i nadzieją trójki ludzi, którzy chcieli tylko kochać. I o ile wyobrażamy sobie bez trudu miłość Krzysia i Basi, dokładamy jej romantyzmu i wzniosłości, to głos Stefy dodaje tej historii więcej głębi i dramatyzmu. Jej głos jest szalenie ważny, ale jednocześnie wyciskający jeszcze więcej łez i wyrzutów, bo jak tak można, dlaczego i po co robiła tak, a nie inaczej. To rzuca zupełnie nowe światło na relację dwójki młodych ludzi, którzy chcieli zdążyć ze swoją miłością.
Oczywiście nie bez znaczenia jest historia w tle, nie tylko ta podręcznikowa, sucha, ale taka, z obawami, nadziejami, oszustwami i życiem, zwyczajnym życiem w niezwyczajnych czasach. To przez wielką wojnę to wszystko się stało, to przez nią życie toczyło się szybciej i pod strachem, to ona ukształtowała zarówno poetę, jak i jego żonę, zmieniła matkę. I choć dla tej drugiej staram się mieć cień zrozumienia i strasznie jej współczuję tego, co przeszła po wojnie, to jednak jest ona dla mnie “tą złą” w tej opowieści.
To wspaniały powrót do miłości Krzysia i Basi. Razem z poprzednią książką o nich wspaniale się uzupełniają, pokazując poetę jako normalnego mężczyznę, z jego wielkimi miłościami w tym z tymi dwoma największymi, które jednocześnie przysparzały mu najwięcej bólu i zmartwień. To rozpisany na trzy głosy dramat, którego sceną jest wojenna Warszawa i jej okolice, w której trzech aktorów odegrało rolę swego życia. I nic już nie da się poprawić, a nam zostaje podziwiać i wyciągać wnioski, uczyć się i zapamiętywać. To poruszająca na każdym możliwym poziomie książka, która przybliży Krzysia, nie Krzysztofa Kamila, ale właśnie Krzysia i jego Baś – ludzkich, niewyidealizowanych.
Jeśli ktoś czytał “Ty jesteś moje imię” może spokojnie przeczytać również tę powieść. Dla znawców życia Baczyńskiego nie będzie to nic nowego, jedynie w nowej odsłonie. Dla tych, którzy nie znają, polecam obie, w obojętnej kolejności, bo przecież opowiadają o tym samym. Choć “Szklane ptaki” są zdecydowania mocniejsze, głębiej wchodzą w życie bohaterów i pokazują inne aspekty. Każdemu za to gwarantuję ogrom wzruszeń.
Katarzyna Boroń