Niepokojąca,
przepełniona głęboką, zawiłą i złożoną symboliką twórczość genialnego
niderlandzkiego malarza Hieronima Boscha fascynuje odbiorców od ponad pięciu
stuleci. Wizje tego flamandzkiego prymitywisty, tworzącego na przełomie
średniowiecza i renesansu, odnoszące się głównie do niedoskonałości człowieka,
oscylujące wokół motywów potępienia, grzechu, upadku i zła w różnych jego
formach i wariacjach, przeniesione w sceny religijne z wątkami fantastycznymi,
dzieła obrazujące irracjonalny świat czy malarstwo stricte religijne,
przykuwają uwagę, zapadają w pamięć, prowokują do refleksji i skłaniają do
poszukiwania własnych dróg interpretacji, ale przede wszystkim zastanawiają
swoją dziwacznością, intrygują i rodzą rozmaite przypuszczenia co do źródeł
artystycznych inspiracji Boscha.
Podejrzewano go o uprawianie alchemii lub
astrologii, stawiano hipotezy, że jego wizje są rezultatem stosowania środków
halucynogennych, dziś jednak badacze najczęściej skłaniają się ku temu, że
sztuka Hieronymusa Anthoniszoona van Akena odzwierciedla sytuację społeczną w
Niderlandach za jego czasów i jest spójna z literaturą dydaktyczną epoki,
trendów panujących ówcześnie w sztuce, teologii i filozofii, jak choćby pismami
Erazma z Rotterdamu, ponadto jest inspirowana tradycją ludową i niderlandzkim
folklorem. Jakby nie było, niezwykłe i poruszające dzieła Boscha fascynują
wielu, zaintrygowały również autora niniejszej książki, Łukasza Gołębiewskiego.
Zbierając do niej materiały, pisarz spędził sporo czasu nie tylko w rodzinnym
mieście artysty, ale i innych opisywanych w książce, jak również miał okazję
podziwiać jego niesamowite prace zgromadzone w różnych galeriach świata.
Natchnęło go to do stworzenia własnej historii osnutej wokół postaci Hieronima
Boscha i jego niepokojącej twórczości. Powieść swą autor określił jako
historical – fiction, fikcyjną opowieść po części sensacyjną, po części
magiczną, ale umieszczoną w autentycznych realiach historycznych i odwołującą
się do rzeczywistych historycznych postaci.
Akcja
toczy się w 1490 roku, w niderlandzkim \’s-Hertogenbosch, rodzinnym mieście
malarza Hieronima van Aken. Dzieła mistrza oprócz zachwytu budzą grozę i
kontrowersje, przysparzając mu tylu wrogów, co zwolenników. Dlatego, gdy w
okrutny sposób zostaje zamordowana młoda dziewczyna, w dodatku w
okolicznościach wskazujących na udział diabelskich mocy, podejrzenia o popełnienie
zbrodni padają na artystę, którego obrazy \”zdobią\” przecież demoniczne
kreatury. Śledztwo w sprawie śmierci dziewczyny prowadzi Jan de Vries, papieski
bibliotekarz i tajny sługa biskupa de Burbon wraz z mistrzem Archibaldem Wennekerem,
alchemikiem i zarazem wujem żony Hieronima, Aleyt. Trop wiedzie ich do zamku
Mesen, którym włada potężny czarnoksiężnik, książę Orly.
Kiedy
piszę te słowa, naprawdę żałuję, że dotyczą książki tak nieudanej. Byłam
przekonana, że czeka mnie magiczna podróż w czasie i przestrzeni do
późnośredniowiecznych Niderlandów, do świata niesamowitych, niepokojących wizji
Hieronima Boscha i że będzie to wyprawa, która – choć nie miałam konkretnych
oczekiwań – okaże się intrygującym przeżyciem. Niestety, pomimo obiecującego
początku zawiodłam się na lekturze: oto mamy sprawnie, ciekawie i sugestywnie
zarysowane tło wydarzeń – XV-wieczne, tętniące życiem, kwitnące flamandzkie
miasto i jego społeczność, która nagle staje w obliczu okrutnej, niezrozumiałej
zbrodni, wskazującej na udział sił nadprzyrodzonych. W centrum wydarzeń pojawia
się postać mistrza Hieronima, artysty o dość dwuznacznym statusie – z jednej
strony uznanego twórcy, członka szanowanego bractwa mającego poparcie możnych i
Kościoła, z drugiej – budzącego obawy, a w najlepszym razie niepewność i
podejrzliwość ze względu na charakter i tematykę swoich prac. Gdy strach i
panika ogarnia miasto, Bosch staje się idealnym kozłem ofiarnym; by nie
dopuścić do linczu, biskup daje mu ochronę i wszczyna własne śledztwo w sprawie
morderstwa.
Do tego
momentu intryga przebiega całkiem sprawnie interesująco, Gołębiewski umiejętnie
potęguje wrażenie osaczenia wprowadzając czytelnika w nie najlepsze relacje
malarza z żoną, która romansuje z jego uczniem i cichcem, w porozumieniu z
wujem i alchemikiem, Wennekerem, dosypuje mu do farb środki halucynogenne, by
wywołać wizje. Niestety, zupełnie nieoczekiwanie fabuła zaczyna się rozwijać w
kierunku tak nieprawdopodobnym, że odbiera jej całą wiarygodność. Śledzi się ją
z niedowierzaniem i rosnącym niesmakiem, gdyż w najmniejszym stopniu nie
przystaje ona do oczekiwań rozbudzonych całkiem niezłym początkiem.
Urzeczywistniające się wizje malarza są tak niedorzeczne i naiwne, pozbawione
nadającej im głębi symboliki, jaką można odczytać z obrazów mistrza, że z
niepokojących stają się zwyczajnie śmieszne – zupełnie, jakby autor zapomniał,
że to, co niewypowiedziane przeraża bardziej. Co gorsza kiedy stają się
częścią wydarzeń kształtującą rzeczywistość i oddziałującą bezpośrednio na
bohaterów, kiedy upostaciowione zło i namacalne przejawy czarnej magii stają
się pełnoprawnymi elementami świata rzeczywistego – cała fabuła przemienia się
w farsę, zbytnia oczywistość pewnych rozwiązań razi i wydaje się pójściem na
łatwiznę. Być może był to celowy zabieg autora, który miał pokazać, że
demoniczne siły i kwestie związane z alchemią były dla ówczesnych ludzi czymś
namacalnym, rzeczywistym, prawdopodobnym, ale wprowadzenie tych motywów do
realnego świata pozbawiło je grozy, sprowadzając je do roli zwykłego straszaka.
Przeskok
konwencji jest ogromny: czytelnik, wprost z dobrze zapowiadającej się powieści
historycznej z wątkiem sensacyjnym, zostaje wrzucony wprost do dziecięcej
fantasy lub baśni w rodzaju \”Krabata\”. Wymieszanie konwencji tym razem nie
wyszło powieści na dobre; połączenie historycznych postaci i realiów i
demonicznymi stworami i walką magów rodem z kiepskiego fantasy to pokraczny,
niestrawny misz-masz, który trudno zaakceptować. Autor najwyraźniej zapomniał,
że treść wizji jest dużo bardziej niepokojąca, gdy obserwujemy ją
przefiltrowaną przez umysł, emocje, pragnienia twórcy; gdy przybiera konkretną,
namacalną formę, funkcjonującą w oderwaniu od osobowości człowieka, staje się
niegroźna, a momentami wręcz śmieszna, nieistotna. Nie spodobała mi się również
wykreowana przez pisarza postać samego Boscha – wielki artysta ukazany jako
bezwolna ofiara własnych wizji wywołanych halucynogenami, jakby jego talent i
niezwykła osobowość w ogóle nie miały znaczenia, jako przedmiot walki mrocznych
sił (to akurat mogłoby być symboliczne, gdyby autor bardziej się postarał) –
wszystko to zupełnie rozmija się z moimi oczekiwaniami. Ale i to nie wszystko,
co mam książce do zarzucenia.
Główny
tok akcji przeplatają wstawki, które dały powieści Gołębiewskiego tytuł. Wizje
Boscha przedstawione przez autora z jednej strony rzeczywiście dają jakiś wgląd
w prawdopodobny przebieg procesu twórczego, przemyślenia artysty dotyczące
tematyki i kompozycji dzieł będące echem prądów myślowych przełomu epok i może
nie popychają akcji do przodu, za to pozwalają spojrzeć na rozgrywające się
wydarzenia z perspektywy bohatera. Z drugiej jednak strony fragmenty te są niebywale
nużące i rozwlekłe, najczęściej
przypominają autorską analizę dzieł Boscha, którą pisarz wplótł w fabułę,
rozkoszując się przy tym własną wiedzą, kwiecistym stylem i pięknym językiem,
ocierając się o grafomanię. Wstawki te nie tylko spowalniają akcję i wytracają
napięcie, lecz przede wszystkim drażnią czytelnika, którego Gołębiewski postanowił
najwyraźniej prowadzić za rękę, analizując każdy detal twórczości artysty,
epatując znajomością jego dzieł i objawiając, \”co poeta miał na myśli\”. To
zwyczajnie irytujące, gdyż świadczy o tym, że autor nie wierzy w inteligencję
odbiorcy i czuje się upoważniony do wskazywania mu jedynej, słusznej drogi
interpretacyjnej. Nie kupuję tego.
\”Widzenia
mistrza Hieronima\” to książka przegadana. Mnóstwo w niej nużących opisów, które
nie tylko dominują nad dialogami, ale niczego konkretnego nie wnoszą do fabuły,
nie popychają akcji do przodu, za to sprawiają wrażenie, że autor rozkoszuje
się własnym stylem i zbyt nachalnie popisuje się znajomością tematu, zamiast
skupić się na opowiedzeniu historii, na książce i jej bohaterach. Z przykrością
stwierdzam, że Hieronim Bosch i jego twórczość są tylko dodatkiem, pretekstem
do ukazania ego autora, które zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan. Nie
polecam.
Karolina Małkiewicz