Sue Monk Kidd to autorka znana w Polsce z takich powieści jak Sekretne życie pszczół czy Czarne skrzydła. Książki te zbierały same pozytywne opinie, wzbudzając nieskrywany zachwyt w polskich czytelnikach. Opactwo świętego grzechu, kolejna książka Kidd ma spore szanse na to, by powtórzyć sukces dwóch pozostałych.
Wydawałoby się, że Jessie Sullivan nie powinna mieć żadnych powodów do narzekania: ma kochającego męża i cudowną, dorosłą córkę. Jednak Jessie żyje w poczuciu męczącej stagnacji, kiedy więc jej matka odcina sobie palec tasakiem, kobieta wyrusza na wyspę swojego dzieciństwa, by tam, w domku obok zakonu benedyktynów, zająć się matką i poszukać radości życia. Czy znajdzie ją w miłości do jednego z zakonników?
Nie miałam dotychczas okazji zapoznać się z twórczością Sue Monk Kidd, Opactwo świętego grzechu mogło więc zarówno mnie zachwycić, jak i sprawić, że nie sięgnę już po żadną z powieści Autorki. Miałam obawy, czy jej sposób snucia narracji będzie mi odpowiadał na tyle, żeby dobrnąć do końca historii, która właściwie jest przewidywalna i dość oczywista. Okazało się, że totalnie przepadłam.
Moje zachwyty nad książką muszę zacząć od niezwykłego klimatu, jaki udało się stworzyć pisarce w swojej powieści. Niewielka wyspa leżąca u wybrzeży Karoliny Północnej, na której życie toczy się ustalonym rytmem, z klasztorem jako centrum kultu celtyckiej świętej Senary – kobiety, która zanim została świętą, była syreną. Jej kult kumuluje się wokół tronu syreny, stojącego w klasztorze. To sprawia, że Opactwo świętego grzechu czyta się niczym baśń, dodaje książce klimatu tajemniczości.
Nie tylko jednak miejsce, w którym toczy się akcja wpływa na przyjemność zapoznawania się z tą powieścią. Autorce udaje się opowiadać w zasadzie dość proste i przewidywalne scenariusze w niezwykle ciekawy i intrygujący czytelnika sposób, na co wpływają oczywiście szczegóły. Kult Senary, niebanalne postacie drugoplanowe, rodzinna tajemnica w tle – to wszystko sprawia, że książkę Kidd czyta się z wielkim zainteresowaniem i uwagą, co wcale nie zdarza się tak często w przypadku powieści obyczajowych. Szczególnie ciekawe jest obserwowanie skomplikowanych relacji, które łączą Jessie z matką, a także relacji pomiędzy matką Jessie a jej przyjaciółkami z wyspy, ich rytuałów, ale także siły, z jaką każda z nich walczy o szczęście i zdrowie pozostałych.
Autorka przedstawiła ciekawy, autentyczny portret psychologiczny Jessie. Pokazała motywy, które decydowały o jej zachowaniu, przedstawiła jej dzieciństwo ? to wszystko sprawia, że bohaterka wydaje się być realną osobą, która jednak nijak nie pasuje do stereotypowych wyobrażeń. Dzięki temu mamy możliwość nie tylko ją poznać, ale i spróbować zrozumieć czy też ocenić jej postawę. Sam portret jest zaś zarówno dokładny, pełny, jak i wciągający – nie zanudzimy się, wczytując się w historię ani opisy uczuć Jessie.
Jeśli chodzi o sam wątek miłosny, to najbardziej spodobało mi się podzielenie narracji między Jessie a zakonnika Thomasa. Dzięki temu poznajemy rozterki, które każde z nich musiało przetrawić, obawy, które każde z nich miało w swoim sercu. To uwiarygodnia całą historię, sprawia, że łatwiej jest nam wczuć się w uczucia każdego z bohaterów, zastanawiamy się, jakich wyborów dokona każdy z nich. Nie ma tu prób usprawiedliwiania czy też potępiania decyzji, nie ma snucia domysłów – jest po prostu przedstawienie konkretnej historii, natomiast opinię Autorka zostawiła swoim czytelnikom.
Sue Monk Kidd w swojej książce porusza temat zakazanej miłości, eutanazji oraz olbrzymich wyrzutów sumienia, które potrafią zaważyć na całym naszym dalszym życiu. Pokazuje, jak ważna jest prawda i umiejętność dzielenia się nią z najbliższymi. Przy okazji daje nam również trochę bajkowego klimatu tajemniczej wyspy. Naprawdę warto przeczytać.
Dominika Brachman