Nareszcie! Po blisko dwóch latach Uhtred
Ragnarsson powrócił i to w pełnej krasie. Instytut Wydawniczy
Erica długo wystawił cierpliwość miłośników prozy Bernarda
Cornwella na ciężką próbę, ale na kolejny tom rewelacyjnego
cyklu Wojny Wikingów naprawdę warto było czekać.
Rok 892. Uhtred z Bebanburga, obecnie mężczyzna
w kwiecie wieku, blisko trzydziestosześcioletni, cieszy się
zasłużoną sławą niezwyciężonego wojownika i wodza. Niestety,
mimo że pragnie w końcu wyruszyć na północ ku ojczystym stronom
i rodzinnej posiadłości, stara przysięga wierności nadal zmusza
go do służenia królowi Wessexu, Alfredowi, przez potomnych
okrzykniętemu Wielkim. Tym razem przyjdzie mu stanąć na czele
saskiej armii, by gromić najeżdżających kraj Duńczyków.
Znacznie poważniejszym wyzwaniem będzie jednak zmierzenie się z
królewskimi zausznikami, dla których zatwardziały poganin cieszący
się względami władcy to prawdziwa sól w oku.
Bernard Cornwell ma wybitny talent do kreowania
nie tylko pełnych rozmachu fabuł z historią w tle i silnie
przemawiających do wyobraźni opisów bitew, ale przede wszystkim do
tworzenia postaci, które wzbudzają żywe emocje i na które trudno
pozostać obojętnym. Uhtreda polubiłam od pierwszych stron cyklu i
sympatia ta wzrasta z tomu na tom. Z jednej strony jest nieco
nieokrzesany, butny i arogancki, za nic mający powszechnie uznawane
normy i świętości. Nie ma skrupułów przed mordowaniem i z
prawdziwą przyjemnością rzuca się w bitewny zgiełk czy karczemną
burdę, równie mało wątpliwości ma przed skazaniem na śmierć
człowieka, który szkaluje jego honor. Z drugiej strony, czasem
wydaje się znacznie lepiej od innych, pozornie bardziej
?cywilizowanych? towarzyszy, rozumieć, co naprawdę liczy się w
życiu, nie pozwala się stłamsić i mimo wiążących go obietnic i
zasad, zachowuje wolność ducha. I za to bardzo go sobie cenię.
Podobnie jak w poprzednich tomach cyklu oraz
większości powieści autora, których akcja toczy się w
średniowieczu, wyraźnie można odczuć niechęć głównego
bohatera do ówczesnego kleru, w znacznej mierze dbającej o wpływy
polityczne i pełną kiesę, i niewiele mającego wspólnego z
głoszonymi oficjalnie naukami. Nie powinien dziwić taki ich obraz
widziany oczami głównego bohatera, będącego jednocześnie
narratorem. Uhtred nie tylko wyznaje dawną wiarę, ale mierzy
wartość człowieka przede wszystkim oceniając jego odwagę i
gotowość do podjęcia walki, niekoniecznie tylko fizycznej. Gardzi
przy tym fałszem i snutymi za plecami intrygami, które nieustannie
dostrzega w napotykanych księżach, zwłaszcza wśród królewskich
doradców. Jednocześnie, nasuwa się też refleksja, na ile taki
obraz duchowieństwa wynika z realiów historycznych, a na ile
przekładają się na niego osobiste odczucia autora.
Dla osób zainteresowanych nie tyle przygodami
Uhtreda, co faktami historycznymi, prawdziwym smaczkiem są załączone
do książki dodatki – mapa, lista nazw geograficznych (ówczesnych
i ich obecnych odpowiedników) pojawiających się w niej miejsc oraz
obszerna nota historyczna, w której autor wyjaśnia, które elementy
jego powieści to fikcja, a które ściśle bazują na prawdziwych
wydarzeniach. Główny bohater to oczywiście postać, której próżno
szukać w encyklopediach czy rozprawach naukowych, przyjemnym
zaskoczeniem okazała się natomiast informacja, że od VI do XI
wieku twierdza Bebbanburg naprawdę należała do możnego i silnego
rodu Uhtredów.
Podsumowując, piąty tom cyklu w niczym nie
ustępuje poprzednim i nadal trzyma wysoki poziom, zaostrzając
apetyt na więcej. Wojny Wikingów to idealna pozycja dla
czytelników lubiących nie tylko historię, ale przede wszystkim
wartką akcję, niepokornych bohaterów i żywy, plastyczny język,
który sprawia, że zatapiając się w lekturę, można wręcz
usłyszeć szczęk oręża i usłyszeć plus fal, gdy mkną po niej
wikińskie łodzie. Gorąco polecam, a sama mam ogromną nadzieję,
że na kolejną część nie będziemy musieli długo czekać.
Katarzyna Chojecka