Chociaż od zawsze zdawałam sobie sprawę z tego, że od
sposobu myślenia Einsteina dzielą mnie lata świetlne, postanowiłam się nie
poddawać i w ciągu ostatniego roku sięgnęłam już po trzecią książkę dotyczącą
kosmosu i wszystkich tych bardzo skomplikowanych teorii związanych z
wszechświatem. Najpierw była \”Jeszcze krótsza historia czasu\” Hawkinga i
Mlodinowa – faktycznie krótka i tak, jak wieść gminna niosła, zabawna -,
później przyszedł czas na \”Wszechświat w lustrzanym odbiciu. Jak ukryte
symetrie kształtują naszą rzeczywistość\” Goldberga – o zupełnie innym poziomie
żartu -, a teraz \”Jądro ciemności. Ciemna materia, ciemna energia i
niewidzialny wszechświat\” Ostrikera i Mittona, która z pewnością będzie
ostatnią książką popularnonaukową z tej dziedziny, jaką przeczytałam w tym
roku. I może kilku kolejnych latach.
Zgodnie z tytułową zapowiedzią o ciemność rozchodzi się
(rozchodzącą się ciemność w kontekście tegoż tekstu można by nawet uznać za
swoisty żarcik) już od okładki. Granatowe tło, czarna kula pośrodku i jakaś
siatka wokół niej. O co chodzi? Nie miałam pojęcia. Jednak tytuł serii \”Wiedza
i życie. Orbity nauki\” dał mi jasno do zrozumienia, że to coś mądrego i
związanego z kosmosem. Byłam zachwycona.
I faktycznie rzecz jest niezwykle mądra, bowiem w dużej
mierze opowiada o najnowszych odkryciach związanych z wszechświatem, a
właściwie o wąskim ich paśmie, bo jak już się dowiedziałam z poprzednich
spotkań z literaturą z tego gatunku, współczesna nauka rozwija się w tak wielu
kierunkach, że najwybitniejsi naukowcy zajmują się jedynie wąską jej odnogą.
Ostriker i Mitton, tak jak sugeruje podtytuł, poświęcają więc najwięcej miejsca
ciemnej materii, ciemnej energii i wszystkim im pokrewnym dziwom, które z
perspektywy naukowej wciąż znajdują się w fazie udowadniania i badania.
Nie oznacza to jednak, że badacze wrzucają czytelnika z
biegu w wir najnowszych odkryć. Najpierw fundują mu skróconą wersję dochodzenia
do tychże osiągnięć. Można by rzec, że nawet bardzo skróconą, jeżeli chodzi o
te najstarsze teorie. Ilość miejsca poświęcona historii odkryć zdaje się rosnąć
wykładniczo w stosunku do bliskości współczesności. Kopernik fanom może się
wydawać więc nieco pokrzywdzony względem np. Hubble\’a. Oczywiście te wszystkie
informacje w tej czy innej formie napotkałam już w przypadku poprzednich,
wymienionych wyżej dzieł. Niemniej te przywoływane przez Ostrikera i Mittona
prezentowane są tak, aby później, przy omawianiu zasadniczego tematu książki,
dało się najłatwiej dostrzec teoretyczne powiązanie.
To, co jest dla mnie najważniejsze w literaturze
popularnonaukowej, to przystępne przedstawienie tematu. Jeszcze lepiej, jeżeli
nauczę się czegoś śmiejąc w głos. W przypadku książki \”Jądro ciemności. Ciemna
materia, ciemna energia i niewidzialny wszechświat\” Ostrikera i Mittona okazało
się, że tym razem nie trafiłam. Autorzy wyraźnie starają się zrezygnować z
bardzo naukowego podejścia i upraszczają warstwę opisową, niemniej wciąż jest
ona dalece bardziej skomplikowana niż np. u Goldberga, który to i tak już
stanowił dla mnie wejście na kolejny poziom względem Hawkinga. Są chwile, w
których starają się żartować, ale to dowcipy, niestety, naprawdę kiepskie. Poza
tym, wprowadzane są przez nich jako forma bonusu, a nie gromadzenia wiedzy
poprzez skojarzenia z zabawą.
Książka z pewnością jednak przypadnie do gustu bardziej
zaawansowanym adeptom. Załączony z tyłu słowniczek oraz, przede wszystkim – dodatki,
stworzono z wyraźną myślą o mogącym się pochwalić umysłem ścisłym czytelniku. Mnie
osobiście już na sam widok skomplikowanych działań matematycznych rozbolała
głowa.
Chociaż temat ciemnej materii i energii wydaje się
fascynujący, może nawet bardziej niż symetrie we wszechświecie, czy skrócona
wersja skróconej wersji historii naukowych odkryć, to w tym przypadku jego
niezwykłość nie wystarczyła, bym poczuła się zainteresowana. Chociaż Ostriker i
Mitton pióro mają lekkie, to ewidentnie nie stanowię grupy docelowej, która
mogłaby je takim uznać. Książka zdecydowanie przeznaczona jest dla kogoś, kto
ma nie tylko wyobrażenie o tym, że może ją zrozumieć, ale kogoś, kto już
faktycznie liznął nieco naukowego dyskursu.
Alicja Górska