Klubowy DJ August nie ma
ostatnio dobrej passy: od dwóch miesięcy zalega z czynszem za mieszkanie, a
właściciel klubu daje jego zajęcie lepiej sprzedającemu się DJ-owi. Ale na tym
nie koniec. Poznana w dyskotece tajemnicza Signe może i zapewnia bohaterowi upojną
noc, ale co z tego, skoro rano próbuje obrobić go z resztek pieniędzy, by w
końcu pokazać mu nagrany telefonem film, na którym wyraźnie widać, jak syn
pewnego bogacza kogoś dusi. Znajdujący się w podbramkowej
sytuacji Augustus staje przed trudnym wyborem. Pomóc Signe wyplątać się z
kłopotów i wykorzystać nagranie do intratnego szantażu, czy też umyć ręce i nie
mieszać się do całej sprawy, która bardzo szybko zaczyna cuchnąć. To co bowiem
początkowo wydaje się pewnikiem, okazuje się tylko elementem większej całości
historii, która przedstawiona z kilku perspektyw zyskuje zupełnie inny
wydźwięk. W całą sprawę zamieszana jest
nie tylko Signe, która, jak się potem okazuje ma sporo za uszami, choć bardzo
długo zgrywa niewiniątko. Mamy tu zblazowanego synalka finansowego giganta,
narkotykowego dealera szukającego młodszego brata oraz owego młodszego brata,
który ma tendencje do wpadania w kłopoty. Dopiero, gdy złoży się te
pojedyncze historie w całość, widać, jak naprawdę to wszystko wyglądało.
Fabuła toczy się w nie do końca
skoordynowany sposób. By dokładnie poznać powiązania miedzy bohaterami, musimy
się cofnąć o kilka lat, tygodni lub miesięcy, co niekiedy bywało usypiające.
Wyraźnie jednak widać w tym starania twórców filmu, by wyjaśnić, jakie urazy,
kto mógł mieć do kogo. Miało to pomóc w zrozumieniu fabuły, jednak ta narracja
zza ekranu momentami powodowała irytację, bo niektóre informacje naprawdę były
niepotrzebne.
Podobne starania widać w
kreacji głównego bohatera, który, choć początkowo wygląda na życiowego
nieudacznika, ma być tym porządnym, który postąpi właściwie i podejmie właściwą
decyzję, bo oto znalazł się w takim momencie swojego życia, gdy jeszcze wiele
może zmienić i zdziałać, jeśli tylko zechce.
Nasz polski akcent w filmie i
to dość pokaźny, bo to główna rola kobieca, reprezentuje tutaj Alicja Bachelda
– Curuś, która dość dobrze sprawdza się w roli niekiedy pogubionej, a czasami
trochę fatalnej Szwedki z aspiracjami muzycznymi. Bohaterka sama nie do końca
wie, czego chce od życia i często dokonuje złych wyborów, a mężczyzn, traktuje,
jak środek do celu.
Film ogląda się nieźle, choć
nie było to to, czego po tej historii oczekiwałam. Trochę mało tutaj napięcia i
od pewnego momentu od razu szło się domyślić, jak cała sprawa się zakończy.
Najbardziej podobał mi się dealer Angel, którego miło wspominam z romantycznej
komedii Prada albo nic. Przyjemnie się go oglądało i dzięki temu \”Dziewczyna ma kłopoty\” była
znośna, choć rzecz jasna pozytywnym bohaterem, to on tutaj nie był. Jednak, jak
na jedno popołudnie, film nadaje się w zupełności.
Edyta Krzysztoń