Onegdaj, sięgnęłam, bo chyba
najbardziej znaną książkę Stendhala, w Polsce, Czerwone i
czarne, związane to było z pewnym kolorowym wyzwaniem, a
książka sama mi się napatoczyła. Lektura była mordęgą, jak
uwielbiam klasykę, klimatyczne powieści, tak moja pierwsza próba
ze Stendhalem była zupełnie nieudana i chyba nie przypuszczałam,
że jeszcze kiedykolwiek sięgnę po jakąś jego powieść. No bo po
co, jak tak mi nie leży. Wydawnictwo MG jednak wznowiło inną jego
książkę. Pustelnia parmeńska, podobno znana, ja tam
pierwszy raz usłyszałam, ale widocznie nie jest aż tak znana, bo
Mama za przekręcenie tytułu i ignorancję nie skrzyczała mnie, z
wielkim sceptycyzmem wzięłam się do czytania.
Książka opowiada o pochodzącym z
wyższych sfer Fabrycym, który w poszukiwaniu swojej szansy, ucieka
z rodzinnego domu, przyłącza się do Napoleona, nawet walczy pod
Waterloo. Później życie rzuca go do Parmy, tam przebywając u
ciotki, decyduje się na wstąpienie do stanu duchownego. Jednak nie
zmienia to jego przyzwyczajeń i afektów, nie wyrzeka się miłości
ziemskiej na rzecz tej niebiańskiej, czy dosięgnie go kara boska?
Co skłoni używającego życia, do zamknięcia się w pustelni?
Chociaż byłam bardzo sceptyczna,
obawiałam się, że po prostu to jak pisze Stendhal to nie moja
bajka, to okazało się, że czyta mi się bardzo dobrze i wciągnęłam
się od pierwszych stron. Na uwagę zasługuje piękny, poetycki styl
Stendhala, wspaniale przełożony przez Boya-Żeleńskiego. Dzięki
językowi, jakim jest napisana ta książka, może śmiało aspirować
do miana dzieła sztuki literackiej.
Książka to nie tylko styl i słowa,
przede wszystkim warto zwrócić uwagę na problematykę pokazaną w
książce, brak miłości w dzieciństwie skutkuje, emocjonalnymi
problemami w dalszym życiu i skutkuje łańcuchowymi reakcjami,
które ranią otoczenie bohatera. Powieść w gruncie rzeczy
przygnębia, pokazuje, że to co najbardziej nas rani, to my sami, a
największe zagrożenie pochodzi właśnie od nas. Pójście na wojnę
z wrogą armią, jest niczym wobec, stoczenia walki z własnymi
słabościami, z bagażem własnych obciążeń. To przygnębia.
Dlatego cenie klasykę i ciągle tak
chętnie po nią sięgam. Problemy ludzkości wciąż są takie same,
zmienia się otoczenie, już nie światło świec, a świetlówki,
ale nasze wady i słabości skutkują takimi samymi upadkami. Czasy
zawsze są takie same. Ze względu na ten uniwersalizm, piękny język
i tę przygnębiającą mgłę, polecam Wam tę książkę, ale ja
zawsze polecam klasykę. No prawie zawsze.
Katarzyna Mastalerczyk