Zakon jest zagrożony!
Zło zaatakowało ponownie i tylko Ty możesz mu się przeciwstawić.
Wiesz jedno, musisz z nim walczyć. Ale czy aby na pewno? Kto jest
Twoim prawdziwym wrogiem? Pozbawiony pamięci i wspomnień, musisz
walczyć z wyjątkowo mrocznymi demonami, również tymi
wewnętrznymi…
Miasto Ceni to już
trzecia część Mrocznych Legend produkcji polskiego studia Artifex
Mundi. Tym razem wcielamy się w postać Sylwii, członkini Zakonu
walczącego z potworami. Razem ze swoim mistrzem, Salomonem, staje w
obliczu ataku sił zła. I jednocześnie odkrywa własną historię.
Dokąd poprowadzi ją ta ścieżka? Czy uda jej się odzyskać
pamięć, utraconą podczas wypadku? I czy zło zostanie ostatecznie
pokonane?
A więc… zaczynajmy
przygodę! Po włączeniu gry ukazuje nam się ładny, króciutki
filmik oraz menu główne. Opcji jest dokładnie tyle co w innych
tego typu produkcjach. A więc oprócz \”graj\” mamy też \”dodatki\”
i \”więcej\”. Standardowo po zakończeniu głównego wątku
odblokowuje się nam gratisowy, króciutki poziom. Ciekawym
zdobnikiem jest delikatne poruszanie ekranu razem z ruchem kursora.
Wszystko prezentuje się pięknie, ale.. co będzie dalej?
Do samego końca nie
mogłam przestać zachwycać się grafiką. Chociaż klimat historii
jest mroczny, to jest to zło w bajkowym, ciut słodkim klimacie.
Urzeka, zachwyca i bawi… Ale nie straszy. Jest to przyjemna, lekka
rozrywa. Rodzaj animowanego filmu, o pięknym obrazie i ciekawej,
chociaż niezbyt skomplikowanej fabule, niczym typowa propozycja z
gatunku \”hidden object\”.
Akcja rozgrywki płynie
jednotorowo, z kilkoma zwrotami akcji, które jednak ciężko nazwać
przełomowymi. Dużym plusem gry jest logiczność fabuły. Owszem,
zdarzało mi się kilka razy podnieść coś ?bo się dało?, ale
co do zasady jedna zagadka płynnie prowadzi do drugiej. Udało się
też zminimalizować prawdziwą zmorę w tym gatunku, czyli nagłe
pojawianie się minigierki \”hidden object\” w losowych miejscach,
zupełnie bez związku z fabułą. Ok, wystąpiło to kilka razy, ale
w sposób niezakłócający fabuły. Jak na grę tego typu, takich
zagadek nie było dużo. Ale gdy się już pojawiały, były po
pierwsze piękne, po drugie pomysłowe. Standardowe szukanie
przedmiotów po nazwie pojawiło się ledwie kilka razy. Twórcy
zdecydowali się na inne, ciekawsze rozwiązania.
Poza ukrytymi obiektami
na swojej drodze spotykamy też inne zagadki. Jest ich naprawdę
dużo. Są ciekawe, ładne i… dość proste. Większość z nich
zajmie nam dosłownie chwilę. Z jednej strony to dobrze, bo zbyt
długie przerywanie fabuły pozbawia grę klimatu, z drugiej jednak
miłośnicy łamigłówek mogą poczuć się zawiedzeni. W tej
produkcji postawiono przede wszystkim na fabułę. Tutaj chodzi o
poznawanie historii i nawet zadania, które wykonujemy, są z nią
tematycznie powiązane.
Ciekawym dodatkiem jest
też pomysł na rzucanie zaklęć. To również nie powinno sprawić
nam większego problemu, jednak napięcie tworzone przez dialogi oraz
klimatyczną muzykę sprawiają, że historia staje się przez to
jeszcze bardziej wciągająca.
Jeśli zaś chodzi o same
wypowiedzi Sylwii, raz na jakiś czas mamy możliwość wybrania
jednej z kilku dostępnych kwestii dialogowych. Niestety, ten
potencjał nie został w pełni wykorzystany. Nasze decyzje nie mają
żadnego wpływu na fabułę, poza jednym miejscem. Bonusowy poziom
pozwala nam zdecydować o ostatecznym zakończeniu historii i dzięki
temu musiałam przejść go dwa razy.
Miasto Cieni to
bardzo przyjemna, nieskomplikowana propozycja na dosłownie kilka
wieczorów. Twórcom udało się wprowadzić kilka ciekawych
rozwiązań, chociaż co do zasady korzystają oni z utartych
schematów. Warto w nią zagrać, chociażby dla ciekawej fabuły i
pięknej grafiki. Może to być również dobra propozycja dla
młodszego odbiorcy, do którego wydaje się być dopasowany poziom
trudności zagadek. Dla mnie wisienką na torcie byłyby bardziej
wymagające łamigłówki. A tak traktuję tę grę jako interaktywny
film animowany. Piękny, ciekawy, choć zdecydowanie za krótki.