Uwielbiam
historie o kobietach, które wychodzą
na przekór własnemu
przeznaczeniu, które wbrew ustalonym przez społeczeństwo
zasadom, chcążyć
inaczej i być kimś
innym, niż im to
pierwotnie narzucono.
Tytuł
powieści Sarry Manning
może sugerowaćłzawe romansidło,
co jest bardzo krzywdzące,
gdyż historia zawarta w
tej książce ma do
zaoferowania czytelnikowi o wiele więcej.
Poznajemy Rose i
Jane, które na pierwszy rzut oka nie mają
ze sobą nic wspólnego.
Gdy jednak bliżej się
im przyjrzymy, okaże się,
że ich życiorysy
mają wiele punktów
wspólnych.
Rok 1943,
Londyn. Trwa II wojna światowa,
groza szerzy się w
świecie, nie znaczy to
jednak, że ludzka
codzienność się
zatrzymała. Życie
trwa nadal i biegnie swoim utartym trybem. Jest może
nieco trudniej, niż
wcześniej, ale to czego
nie może nadrobić
normalne życie i
wszechogarniający brak,
nadrabia się młodością.
Niespełna
17-letnia Rose przybywa do Londynu z głową
pełną
marzeń o swoim przyszłym
życiu. Ma nadzieję
dostać się
do słynnego klubu Rainbow
Corner przy Piccadilly Circus i tańczyć
z amerykańskimi
żołnierzami.
Za sobą pozostawiła
rodzinę i życie
na nudnej prowincji, przed sobą
widzi cały świat.
Czy spełni swoje
marzenia?
70 lat później
ponownie spotykamy Rose, która jest już
starszą panią,
walczącą
z chorobą, a jednocześnie
jest głową
rodziny i kimś, z kim
trzeba się liczyć.
W jaki sposób Rose doszła
do tego wszystkiego? O tym przekonuje się
czytelnik, poznając
kolejne rozdziały tej
powieści. Ale to jeszcze
nie koniec.
Drugą,
przeplatającą
się historią,
jest historia Jane. Jane poznajemy w chwili, gdy wkracza w sukni
ślubnej do jednego z
barów w Las Vegas. Wydaje się
zdeterminowana szybko wyjść
za mąż i faktycznie, nie
mija kilka godzin, jak po wstępnej
pogawędce, ląduje
w kaplicy ślubnej z
niejakim Leo, który przystaje na jej propozycję.
Co połączy tych dwoje
życiowych rozbitków?
Bardzo szybko okazuje się,
że zarówno Jane i Leo,
mają w sobie wiele
nieuleczonych ran, mało
tego z życiem radzą
sobie kiepsko.
Czy przyjazd do
Londynu do umierającej
babki Leo, coś zmieni w
ich życiu, czy wpłynie
jakoś na ich związek?
Muszę
przyznać, że
powieść Ostatni wieczór
czytało mi się
nadzwyczaj dobrze. Przyjemnie śledziło
się historię
dorastającej w wojennej
zawierusze Rose, która stopniowo pozbywając
się złudzeń,
staje się dojrzałą,
myślącą
kobietą. Przyjemnie
wraz z główną
bohaterką biegało
się po wojennym Londynie,
gdy pączki były
takim rarytasem, jak dziś
kawior, a rajstopy i bielizna były
reglamentowane.
Taką
samą przyjemnością
było śledzenie
poczynań Jane i Leo,
których autorka uczyniła
bohaterami pełnymi wad.
Skupiona na dobrach materialnych Jane, czy tkwiący
w szponach nałogu Leo to
istoty z krwi i kości, na
wskroś prawdziwi. Nie
zawsze można ich lubić,
krytyka ich postępowania
aż się
ciśnie na usta, ale nie
zmienia to faktu, że
dzięki temu nie są
papierowi ani płascy.
Dziś bohater, który nie
ubrudził sobie rąk
czy jest krystalicznie idealny, nie jest interesujący.
To dlatego, pomimo wielu popełnionych
głupot, naprawdę
polubiłam Leo i Jane.
Ostatni wieczór
to historia o dorastaniu do miłości,
samodzielności, bycia
odpowiedzialnym za siebie i innych. Życie
nie zawsze toczy się taką
koleją, jakbyśmy
chcieli, ale toczy się i
tylko od nas zależy, ile
będziemy mieli w tej
wielkiej podróży do
powiedzenia od siebie.
Polecam powieść
Sarry Manning czytelniczkom szukającym
dla siebie dojrzałej i
mądrej lektury, która
wzruszy i da do myślenia.