Staroobrzędowcy, już chyba zawsze
będą mi się kojarzyli z konferencją naukową na której
wygłaszałam referat. Jednym z ostatnich wystąpień, był właśnie
referat o staroobrzędowcach. Dopiero wtedy sobie przypomniałam, że
kiedyś coś czytałam, bo interesując się historią Rosji, w końcu
się na ten temat trafia. Czy miałam świadomość, że mieszkają
również w Polsce? Niezbyt. Temat ciekawy, a gdy jeszcze bierze się
za niego Katarzyna Enerlich, która pisze z duszą i czułością, to
wiadomo, że wyjdzie z tego coś fascynującego. Od pierwszych stron
otula nas łagodny klimat. Tak jak w powietrzu już wyraźnie czuć
jesień, tak książka niesie ze sobą melancholię, spokojny smutek,
obiecuje odprężenie i łagodną podróż w nieznane.
Katarzyna przybywa na prowincję. Miała
męża i kochanka, teraz została sama. Wynajmuje dom, obiecując
sobie, że wytrwa przynajmniej pół roku. Spartańskie warunku,
konieczność palenia w piecu, a przede wszystkim samotność,
konieczność obcowania z własnymi myślami, w końcu możliwość
przemyślenia własnego życia, mogą być uciążliwe. Okazuje się,
że tereny na które przybyła kobieta od XIX wieku zasiedlone
zostały przez staroobrzędowców. Sąsiadką Katarzyny jest
potomkini założyciela wsi, Augusta, silna, niezależna i pracowita,
stoją za nią pokolenia kobiet, które łączy ognisty kolor włosów,
przywiązanie do ziemi, pracowitość i walka z przeciwnościami
losu. Czy kobieta, która przyjeżdża z miasta do głuszy odnajdzie
spokój? Przegoni demony? Poczytajcie i przekonajcie się.
Zwykle, pluję jadem gdy dostaję do
ręki kolejną książkę o ucieczce na wieś, która ma być
panaceum. Zazwyczaj ta głusza jest tak pokracznie opisana, że
niemalże krew mnie zalewa. Jednak już wiem, że książki Kasi
Enerlich w tym temacie mogę brać w ciemno. One są po prostu
prawdziwe. Autorka nie opisuje tego co jej się wydaje, ale
czuje te klimaty. I chociaż temat staroobrzędowców nie jest jakoś
w Polsce bardzo popularny, to również i w tym przypadku czuć
autentyczność. Można czytać, delektować się lekturą i jeszcze
poszerzać horyzonty.
Wydaje mi się, że Katarzyna Enerlich
napisała kolejną fantastyczną książkę, tylko boję się, że
nie zrobi ona furory. Naprawdę dobre, łagodne, wysmakowane
opowieści, giną w gąszczu przereklamowanego pop kulturalnego
chłamu. A przecież, ta powieść jest idealna na jesień,
melancholijna, idealnie współgra z zapachem palonych liści i
widokiem ściernisk. Nie jest to powieść banalna, jest po prostu
bardzo dobra. Mam nadzieję, że zachęcę Was do poznania tej
historii!!
Katarzyna Mastalerczyk