Ostatnio
bardzo rzadko zdarza mi się zarwać noc dla książki. Bynajmniej,
nie dlatego, że czytam jakiś chłam, ale wieczorami wracam do domu
tak padnięta, że mam siłę na maksymalnie godzinę czytania i
usypiam snem sprawiedliwego. Miałam ochotę na Dziedzictwo
von Becków
od dawna. Jednak zaczęłam ją czytam w niefortunnym momencie.
Rozumiecie – półfinał Wimbledonu, książka z meczem przegrała,
ale później sen z nią przegrał. Wciąga tak prędko, że mogłam
myśleć tylko o tym by wrócić do czytania. Niewiele się liczyło.
Chociaż nie mogę się powstrzymać, by kilku wad tej powieści nie
wytknąć. Nie ma wiele idealnych rzeczy na tym nieidealnym ze
światów.
Historia
zaczyna się w latach trzydziestych, gdy młodziutka polska
nauczycielka, sierota mieszkająca w Wolnym Mieście Gdańsku poznaje
oficera SS, pochodzącego z arystokratycznej, bardzo aryjskiej i
bardzo nazistowskiej rodziny. Coś co nie ma prawa się udać,
kiełkuje i wyrasta z tego uczucie o ogromnej sile. Dla obojga
przestaje się liczyć świat, wcześniejsze związki, adoratorzy,
tylko że świat jest wciąż jeszcze bardzo konserwatywny. Czy Maria
i Werner mają szansę na szczęście? I kto by przewidział, jakie,
niekiedy destrukcyjne, konsekwencje będzie miało to uczucie.
Autorka zabierze nas w podróż po całej Europie, wojennej,
powojennej i współczesnej, wplatając wątki polityczne w losy
bohaterów. Zafunduje nam całe kaskady różnych uczuć, a także
nawet pakiet motylków, też się przydarzy.
Och
i ach, naprawdę ta książka mnie porwała, połknęłam ją jak
pelikan. Cieszę się, że przy łóżku leży i czeka kontynuacja.
Ta powieść jest taką rodzinną rzeką, pokazuje zmienność
ludzkiego losu, przewrotność fortuny, a także to jak uczucia
rządzą naszym życiem. To nie tylko miłość jest siłą napędową,
zemsta potrafi się nawet chyba dłużej palić. Zemsta często
wykracza poza swoje pokolenie. To takie, refleksyjne studium nad
losem, miłością, zazdrością i nienawiścią. Mnie takie książki
zawsze zasmucają w końcowym rozliczeniu, pokazują to jak kruche i
delikatne jest szczęście. Z drugiej strony człowiek jest tak silną
istotą, a instynkt przetrwania jest fenomenalny.
Wybaczcie,
że tak ogólnikami, ale nie chcę spojlerować, bo jednak ta
ciekawość była ogromną siłą napędową, pomimo że autorka
zastosowała fajny zabieg, ponieważ książka jest podzielona na
rozdziały poświęcone konkretnym bohaterom, gdy kończy jakiś
rozdział, rzuca takie intrygujące zdanie, zawierające taki cień,
tego co ma się wydarzyć i wtedy nie ma opcji ? trzeba czytać
dalej.
Pragnę
jeszcze raz podkreślić, że książka bardzo mi się podobała, ale
z czystej uczciwości nie mogę wspomnieć o kilku wadach, które
uwierały, jak ryż w bucie. Po pierwsze – bohaterowie, fajne
postaci, ale w ogólnym rozrachunku strasznie płascy, albo
kryształowo dobrzy, albo źli do szpiku kości. Moim zdaniem, pisząc
taką powieść, osadzając ją w takich czasach, trzeba zadbać o
głębię osobowości, a przynajmniej o jakieś półcienie.
Dialogi,
momentami bardzo sztuczne i wymuszone, takoż i opisy, dużo słów,
które niewiele wnosiły. Autorka ma ogromny potencjał, wspaniałą
wyobraźnię, a nad warsztatem spokojnie popracuje i będzie pięknie!
Katarzyna Mastalerczyk