Nie
ograniczam się, jeśli chodzi o gatunki, jednak moim faworytem
zawsze będzie fantastyka we wszelkich odsłonach. Tak już
przemierzałam lasy z rycerzami, uczyłam się magicznych sztuczek z
czarodziejami, byłam wśród ogarniętych szałem bitewnym wojów,
walczyłam o przetrwanie z potworami, zwiedzałam zonę ze
stalkerami. Nawet zawitałam w steampunkowym mieście. Nie miałam
okazji zwiedzać innych planet na pokładzie statku kosmicznego.
Skusiłam się na Zabójczą
sprawiedliwość. Okładka
obiecywała miło spędzony czas, z
bezdyskusyjnie najlepszą space operą XXI wieku.
Rekomendacje zachęcały do zapoznania się z tym tytułem.
Ann
Leckie dotychczas publikowała wyłącznie opowiadania w magazynach i
antologiach. Pracowała jako: kelnerka, geodetka i inżynier dźwięku.
Jej debiut, o którym tutaj piszę, zdobył wiele nagród, między
innymi: Nebula, Arthur C.
Clarke Award oraz Locus Award.
Mnogość
nagród pozwoliła mi myśleć, że sięgam po coś naprawdę dobrego. W
rzeczywistości było zupełnie inaczej. Od pierwszych stron,
wiedziałam, że nie polubimy się z tą książką.
Główną
bohaterką jest Breq. Nie jest ona człowiekiem. Jest sztuczną
inteligencją ze zniszczonego statku, zamkniętą w ciele człowieka.
Serwitorem. Na początku spotyka nieprzytomną oficer. Pomimo że nie
darzy ją przesadną sympatią, postanawia uratować ją przed
śmiercią. Niekoniecznie spodziewa się wdzięczności. Ale czy
można jej oczekiwać od narkomanki?
Jednocześnie
widzimy ją jak jako Esk Jeden służy oficer Awn. Na planecie
Shis\’urna, zaanektowaną przez siły Radchaai przed pięcioma laty.
Jako serwitor służy oficerom, pomaga w utrzymaniu porządku w
mieście Ors, oraz dowodzi statkiem Sprawiedliwość
Toren. A właściwie to
nim jest, jakkolwiek to brzmi. Kolejne rozdziały na zmianę ukazują
nam drogę bohaterek do Radchaai oraz wydarzenia, które spowodowały,
że statek został zniszczony.
Zacznijmy
od tego, ze w tej książce nic się nie działo. Jak przedstawiała
się akcja? Parę kroków, strzał, herbatka, pogaduszki, parę
kroków, herbatka, strzał, pogaduszki dla odmiany i tak w koło
Macieju. Do znudzenia. Przez to wszystko rozleniwiłam się i
zwolniłam, dostosowując się do tempa akcji. To z kolei
spowodowało, że podczas jedynej dynamicznej akcji, nie mogłam się
odnaleźć w wydarzeniach. Niestety, walka pod koniec powieści nie
była tak fascynująca, abym mogła podnieść ocenę. W tej książce
nic nie przykuwa uwagi i nic nie zaskakuje.
Co
było widoczne? Dylematy gramatyczne. Otóż okazuje się, że u
większości bohaterów nie można rozróżnić mężczyzn od kobiet.
I głównie problemy tego typu zajmują bohaterkę w pierwszych
rozdziałach. Wszyscy bohaterowie powieści są opisywani jako
kobiety (nawet ci z brodą). Jedynie męską formę czasem otrzymuje
Seivarden. Też nie zawsze. Mam wrażenie, że to czy bohater(ka?)
będzie oną,
czy onym,
zależy od przypadku. Często w jednej wypowiedzi występowały obie
formy.
Przez
część powieści była ona dla mnie niezrozumiała. Raz, że
pojawiało się mnóstwo nieznanych mi słów, które były
wyjaśniane oszczędnie, późno, lub wcale, dwa – przeskoki w
czasie wcale nie pomagały mi w rozumieniu tego, co czytam. Taki
zabieg może podnieść atrakcyjność książki, jednak autorka
zrobiła to wyjątkowo nieumiejętnie. Po trzecie – Ann Lieckie
kompletnie nie zaprzątała sobie głowy stworzeniem spójnego,
barwnego świata przedstawionego. O postaciach wiemy tylko tyle, że
ich płeć była trudna do rozpoznania, jednak nie mam pojęcia, co
mogłoby powodować taki stan rzeczy. Wśród ludzi, nawet jeśli
mężczyzna i kobieta ubierają się tak samo, można odróżnić,
kto jest kim. Co więcej, chciałabym wiedzieć? Jak wyglądają
krajobrazy? Architektura? Kultura? Zwyczaje? W jaki sposób powstają
serwitory?
Jak działają połączenia między nimi? W jaki sposób Lord Radch
ma wiele ciał i wiele umysłów, pozostając jedną osobą? I
dlaczego do jest lord,
a nie lady,
skoro do tej postaci, także używa się żeńskich form?
Po
przebrnięciu przez około 1/3 książki zaczynało mi się czytać
łatwiej. Rozumiałam, co się dzieje, a przeskakiwanie w czasie nie
sprawiało mi już problemów, ale jak już pisałam, akcja nie
przyspieszyła ani trochę.
Zabójczej
sprawiedliwości nie polecam miłośnikom fascynujących światów,
zapierających dech w piersiach opisach walk, czy intrygujących
postaci. Natomiast świetnie się w niej odnajdzie ktoś, kto po
fantastyce spodziewa się opisu picia herbatki.
2/10 –
w końcu czytało się dość łatwo, jednak nie umiem znaleźć
plusów tej pozycji.