Wujek Google to wielki
przyjaciel internautów. Prowadzi rządnych informacji klikaczy po
krętych ścieżkach sieci, przeprowadzając wstępną selekcję
danych i zgadując potrzeby klientów. Jego działania nie
ograniczają się jednak to działalności charytatywnej na rzecz
ciekawskiej części populacji, wszak to kapitalista. Jest to wielka
firma szczycąca się autorstwem większej ilości produktów niż
jedna przeglądarka. Gmail i blogger również nie wyczerpują tej
listy. Pośród licznych pomysłów i rozwiązań Google
przypieczętował swoje istnienie w świecie teorii spiskowych jako
szpieg. Trudno powiedzieć ile prawdy kryje się tych teoriach,
faktem natomiast jest, że nasze poczynania w sieci są śledzone
przez \”wujka\” – a to budzi niepokój. Gdy zatem pojawia się
grubaśne tomiszcze z wielkim logo Google na okładce, automatycznie
włącza się nadzieja na ujawnienie szpiegowskich zapędów firmy.
Kto jednak liczy na opis pikantnego skandaliku czy akcji
demaskatorskiej po książce \”Jak działa Google\”, może się
nieco zawieść. Autorami są ludzie z wewnątrz, którzy nie będą
raczej podcinać gałęzi, na której się rozsiedli. Postanowili
natomiast podzielić się swoimi doświadczeniami i obserwacjami na
temat polityki firmy.
Autorzy to Eric Schmidt i
Jonathan Rosenberg od wielu lat są pracownikami wysokiego szczebla w
Google. Brali udział w podejmowaniu wielu przełomowych dla firmy
decyzji oraz w kształtowaniu jej polityki. Książkę, zgodnie ze
swoimi kompetencjami, napisali z myślą o biznesmenach i kadrze
kierowniczej. Jest to coś pomiędzy poradnikiem a biografią
korporacji Google. Motyw biograficzny jest tu kluczowy, gdyż ukazuje
jak z pewnej idei, pomysłu rodzi się niewielkie przedsiębiorstwo,
które następnie, odpowiednio zarządzane, przekształca się w
kolosa o międzynarodowym zasięgu. Ta opowieść jest kanwą, na
której wykreślono dobre i skuteczne praktyki w zarządzaniu.
Jedno z głównych
zagadnień poruszanych przez Schmidta i Rosenberga dotyczy
zatrudniania pracowników. Koncepcja zatrudniania osób
inteligentnych i poszukujących możliwości rozwoju nasuwa się
sama, bez konieczności oświecenia przez lekturę, jednak sposób
prowadzenia rekrutacji i wyłuskiwania pożądanych pracowników jest
już sztuką, do której wskazówki mogą się przydać. I takich
wskazówek dostarcza książka. Autorzy nie zatrzymują się
oczywiście w tym miejscu, wszak przyjęcie pracownika to pierwszy
krok. Zwracają uwagę, jak ważne jest wspieranie kreatywności
pracowników. Wskazują na czynniki, które mogą uczynić pracę
twórczego umysłu bardziej efektywną, przynoszącą zysk i
satysfakcję każdej ze stron. Nie tylko pracownikowi i pracodawcy,
ale również ? a może przede wszystkim – użytkownikowi
gotowego produktu.
W dalszej części rozważań
autorzy poruszają tematykę planowania, obierania strategii,
podejmowania decyzji i odwagi we wprowadzaniu innowacji. Te
zagadnienia poszerzają o wskazówki podparte nie tylko swoimi
osobistymi przekonaniami ale również prawami rynku i – bardziej
lub mniej dziwacznie nazywanymi ? zasadami przyjętymi przez
korporację.
Książka, choć niekiedy
trąci autoreklamą, sprawia wrażenie autentycznie nastawionej na
przekazanie idei, na pomoc. Autorzy unifikują rozwiązania, które
sprawdziły się w firmie Google na inne dziedziny. Ich socjologiczne
i psychologiczne rozważania na temat optymalizacji warunków pracy
działów kreatywnych różnych branż mają swoje źródło w
wieloletnim doświadczeniu, pośród którego znalazły się również
buble koncepcyjne – o czym otwarcie piszą. Królikami
doświadczalnymi, na błędach których mamy się uczyć, autorzy
czynią nie tylko Google, ale i inne firmy – zarówno te, w których
przyszło im pracować w przeszłości, jak i te, których historie
poznali z drugiej ręki. Przytaczają również teorie i sprawdzone
koncepcje takich geniuszy tematu jak choćby Steve Jobs. Wachlarz
źródeł, z których czerpią, jest szeroki.
Na ile są to porady warte
sprawdzenia, może odpowiedzieć jedynie praktyk, ja czytałam
książkę z perspektywy ciekawskiej internautki i bardziej
interesowała mnie historia i strategia \”wujka Googla\” niż
możliwość przeniesienia jej na łono innej organizacji. Otrzymałam
to czego chciałam w lekkiej formie, książka napisana jest bowiem
bardzo swobodnie, bez epatowania skomplikowanym językiem. Słowem:
czuć w niej ten amerykański luz, który czasem drażni, czasem daje
odetchnąć. Tym razem, choć zwykle nie mam litości dla
amerykańskich poradników, daję książce dużego plusa. Czytanie z
przyjemnością poradnika dla biznesmenów to niecodzienne
doświadczenie.
Iwona Ladzińska