Emilia kończy 50 lat. I to właśnie ten fakt spowodował, że sięgnęłam po książkę. Nieczęsto zdarza się w naszej literaturze główna bohaterka, która przekracza magiczny próg półwiecza i boryka się z wszelkimi utrapieniami, jakie ten wiek niesie. Bohaterka powieści \”Kalejdoskop\” szykuje w kuchni smakołyki na urodzinowa imprezę. Towarzyszy jej stale zakochany w swojej żonie mąż Romek. Sielską scenę przerywa dramatyczne wydarzenie, po którym nic już nie będzie takie jak dawniej… Nim się jednak dowiemy, co zmienia się w życiu bohaterki po upadku Romka, poznajemy jej pogmatwaną przeszłość.
Danka Turek prowadzi swojego czytelnika przez lata PRL. Opowiada historię lekarzy, rodziców Emilii i jej siostry bliźniaczki, Marianny. Po śmierci rodziców w wypadku dorastającymi dziewczętami zajmuje się ciocia, która sprawuje nad nimi dyskretną opiekę. Sporo miejsca zajmuje opowieść o pięknych i kolorowych latach osiemdziesiątych, gdy po latach szarości w Polsce pojawiły się barwne, kiczowate stroje i muzyka dyskotekowa, a wolność nie jednemu uderzyła do głowy. W takich czasach rozgrywają się najważniejsze wydarzenia z życia obu sióstr, te które ukształtują je na dalsze lata. Dla Emilii jest to czas wielkiej miłości i równie wielkiego rozczarowania, gdy zawodzą ja wszyscy, którym wierzyła i ufała bezgranicznie. Marianna zaś bawi się i korzysta z życia pełnymi garściami.
Na szczęście mimo burzliwej młodości życie dziewcząt stabilizuje się i zaczyna płynąć równym nurtem. Niestety nie na długo…
Od samego początku mamy wrażenie, że w opowieści Emilii, bo to ona jest narratorką, znajdują się luki i niedopowiedzenia. Realizm miesza się z senną fikcją i czytelnik nie zawsze jest w stanie wyłapać, która opowieść jest rzeczywista, a gdzie pojawiają się oniryczne majaki. Czasem zamiast relacji Emilii otrzymujemy opis wydarzeń z perspektywy jej bliskich i choć w wielu aspektach są to relacje zbieżne, to tu i ówdzie odbiegają od tego, co przekazuje Emilia. Dlaczego?
A to już trzeba samemu doczytać do ostatniej strony.
Wydawać by się mogło, że tak zarysowana fabuła powinna się podobać. Niestety autorka nie ustrzegła się kilku denerwujących błędów. Pierwszym i najważniejszym są liczne powtórzenia. Gdy poznajemy dwie wersje tego samego wydarzenia, autorka przytacza całe dialogi w niezmienionej formie, co powoduje szybkie znudzenie. Chwilami akcja zatrzymuje się, a fabuła staje się po prostu nieciekawa.
To co ratuje tę powieść to próba zmierzenia się z tematem depresji i pokazania jej nie jako logicznego ciągu świadka, ale poprzez porozrywaną narrację głównej bohaterki. I choćby z tego powodu warto po tę książkę sięgnąć.
Anna Kruczkowska